MICHAŁ MENDYK: Czy sefardyjskie korzenie to wystarczający powód, by śpiewać pieśni ladino?
YASMIN LEVY: Początkowo chciałam po prostu śpiewać. Pradawne pieśni sefardyjskie - muzyka mojego dzieciństwa - stanowiły najbardziej oczywisty wybór. Mój ojciec podróżował po całym Izraelu i nagrywał ostatnich ludowych artystów znających tradycję, która przez całe stulecia przekazywana była ustnie z pokolenia na pokolenie. Zresztą jeszcze w latach 80. nikt w Izraelu nie traktował jej jako skarbu kultury narodowej. Dopiero dziesięć lat temu stanęliśmy przed realną groźbą wymarcia kultury ladino. Dziś jej pielęgnowanie stało się moją prawdziwą obsesją, rodzajem świętej misji.

Reklama

To bardzo archaiczna tradycja - większość słuchaczy kojarzy ją z wykonawcami muzyki dawnej, takimi jak Jordi Savall i jego Hesperion XXI. Twoje interpretacje brzmią zgoła inaczej…
Przez stulecia utrwalił się pewien stereotyp wykonawstwa pieśni sefardyjskich, niekoniecznie tożsamy z oryginałem, który praktykowano w średniowieczu na Półwyspie Iberyjskim. Większość artystów nagrywanych przez mojego ojca śpiewała w stylu niezwykle oficjalnym, opartym na rejestrze piersiowym oraz operowej manierze. Mnie natomiast zafascynowała nieokiełznana energia drzemiąca pod niewinną powierzchownością tradycji ladino. Przejęłam od ludowych śpiewaków andaluzyjskich technikę głębokiego śpiewu piersiowego oraz właściwą im żarliwość emocjonalną, owo słynne „fuego”. Dziś mój styl bywa więc określany jako miks ladino i flamenco, chociaż wielu odnajduje w nim także wpływy muzyki bałkańskiej, arabskiej, a nawet jazzu.

Także w Polsce istniała przez stulecia niewielka diaspora sefardyjska. Niestety dziś polsko-izraelskie relacje kojarzą się przede wszystkim z Holokaustem…
Taką atmosferę rzeczywiście kreują media, ale na szczęście nie dotyczy to już większości młodych ludzi. Bardzo miło wspominam mój lipcowy występ na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. To piękne miasto przepełnione jest tęsknotą za swą wspaniałą, wielokulturową tradycją. Jeszcze nigdzie nie spotkałam się z takim entuzjazmem i zainteresowaniem dla kultury sefardyjskiej. Po koncercie wielu słuchaczy o czysto polskich korzeniach chciało się ze mną spotkać i porozmawiać. Im pieśni ladino nie kojarzyły się z muzyką dawną czy egzotyczną world music, lecz z żywą i w przewrotny sposób bliską tradycją.