Dla większości Polaków jest postacią anonimową, choć jej twórczość nadała ton polskiej sztuce użytkowej minionego stulecia. W Muzeum Narodowym w Krakowie otwarto pierwszą od ponad pół wieku wystawę dzieł Zofii Stryjeńskiej, najpopularniejszej artystki II Rzeczpospolitej.
„Bajki w obrazach” – tak podsuwał styl początkującej malarki jeden z krytyków. Trudno o trafniejszą ocenę. Prace Stryjeńskiej, zgromadzone na wystawie w jej rodzinnym mieście, zdają się zrodzone w dziecięcej wyobraźni. Przypominają ludowe wycinanki i malarstwo na szkle, a ich intensywna, „meksykańska” kolorystyka mogłaby się kojarzyć z Fridą Kahlo.
Biografia Polki była równie dramatyczna: dwa nieudane małżeństwa, pobyty w zakładach psychiatrycznych, permanentne kłopoty finansowe, choroba oczu zakończona ślepotą. Lecz jakby na przekór, jej sztuka jest optymistyczna i programowo pozbawiona ukrytych znaczeń. Dlatego trafiała do wszystkich. Amatorzy turpizmu i artystycznej awangardy nie mają czego szukać na krakowskiej wystawie.
Najważniejszymi punktami odniesienia dla twórczości Stryjeńskiej są: art-deco, obrazy Stanisława Wyspiańskiego i poszukiwanie tak zwanego stylu narodowego, do czego impuls dało odzyskanie niepodległości. Zgodne z młodopolską tradycją źródłem natchnienia dla artystów była wyidealizowana kultura wsi, zwłaszcza góralskiej. Formalne wykształcenie malarskie Stryjeńska zdobyła w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych. Studiowała w męskim przebraniu, bo ta renomowana uczelnia nie przyjmowała jeszcze wtedy kobiet.
Młoda artystka w środowisku polityczno-kulturalnych elit odrodzonej Polski czuła się jak ryba w wodzie. Można ją było spotkać w Zakopanem i modnej w kręgach artystycznych warszawskiej kawiarni „Ziemiańska”. Urzędujący w tym lokalu Skamandryci uznali ją za swoją muzę, najbardziej zaprzyjaźniła się z Janem Lechoniem.
Największy międzynarodowy sukces „księżniczka polskiego malarstwa” odniosła na Wystawie Sztuk Dekoracyjnych w Paryżu w 1925 roku. Prace Stryjeńskiej, które zdobiły wnętrze polskiego pawilonu wyróżniono Grand Prix, i to w czterech kategoriach: malarstwa, plakatu, tkaniny oraz ilustracji książkowej. Ocalałe fragmenty można podziwiać na krakowskiej wystawę.
Stryjeńska była najpopularniejszą artystką międzywojnia. Dekorowała wnętrza transatlantyku m/s „Batory”, siedziby polskiego poselstwa w Bułgarii, ściany kamienic na rynku warszawskiej Starówki. Ilustrowała książki. Zajmowała się czymś, co dzisiaj nazywamy designem: projektowała zabawki, pocztówki, obligacje bankowe i przede wszystkim - teatralne dekoracje.
Przystępność tej sztuki mocno drażniła niektórych krytyków. „Sądząc z obrazów pani Stryjeńskiej, Polak przez cały rok głównie tańczy” – komentował jej wystawę jeden z recenzentów. W roku 1939 okazało się, że był to taniec na wulkanie. W powojennej rzeczywistości artystka nie umiała i nie chciała się odnaleźć. Wyjechała do Szwajcarii, gdzie mogła liczyć na pomoc rodziny. Tworzyła nadal, ale stać ją było już tylko na powielanie starych pomysłów.
Tymczasem w PRL ludowe motywy jej twórczości były naśladowane i masowo kopiowane. Stryjeńska stała się mimowolną patronką popieranej przez komunistów pseudoartystycznej Cepelii. Piersi do orderów wypinali jednak inni. Artystka, która wywarła bodaj największy wpływ na oblicze polskiej sztuki użytkowej XX wieku, nie dostała z tego tytułu ani złotówki. Zmarła w zapomnieniu, a jej dzieła wylądowały w muzealnych magazynach.
ZOFIA STRYJEŃSKA 1891–1976
Muzeum Narodowe w Krakowie, wystawa otwarta do 4 stycznia