W Pradze Peter Fuss zawołał "Achtung!". Pod tym tytułem pokazał w Nod Roxy Gallery serię wielkoformatowych wydruków przedstawiających sceny zbrodni z II wojny światowej. Żołnierze w niemieckich mundurach rozstrzeliwują, eksterminują, terroryzują. Fotografie wyglądają na archiwalne (choć w rzeczywistości są fotosami z "Listy Schindlera" i "Pianisty") i jedyny element niepasujący to opaski na ramionach katów. Zamiast swastyk widnieją na nich gwiazdy Dawida.

Reklama

"Oczywiście liczyłem się z tym, że <Achtung!> wywoła kontrowersje i może zostać zamknięta" - mówi DZIENNIKOWI Fuss. Tak się złożyło, że budynek, w którym Nod Roxy wynajmuje przestrzeń, należy do praskiej gminy żydowskiej. Tuż przed otwarciem w galerii pojawili się mężczyźni, wezwali posiłki, zjawiła się grupa ludzi w kipach. Sprawnie zdarli zdjęcia ze ścian. Demolce towarzyszyła awantura. "Żydzi, którzy niszczyli wystawę, byli agresywni. Organizatorzy zostali zwyzywani od <lewackich suk i kurew>. Kiedy dowiedzieli się, że prace zrobił Polak, poleciało <Polnische schweine> po czesku i niemiecku" - opowiada Fuss. Po zlikwidowaniu ekspozycji bojówkarze zabrali ze sobą podarte prace.

W Czechach wystawa wywołała ogromne zamieszanie. Prawie we wszystkich gazetach ukazały się komentarze dotyczące propozycji polskiego artysty. "Oczywiście wolność słowa powinna być respektowana, jednak artysta mocno przegiął, a to, co zrobił, to czysta demagogia" - przekonuje Jirzi Penas z tygodnika "Tyden".

Żydzi won z katolickiego kraju

Wśród wcześniejszych prac Petera Fussa jest szablonowa grafika pod tytułem "Kmicic dislikes art". Przedstawia Daniela Olbrychskiego niszczącego szablą Kmicica fotografie na wystawie "Naziści" Piotra Uklańskiego w warszawskiej Zachęcie. Sztuka na ogół jest nudna, ale od czasu do czasu potrafi wzbudzić konkretne emocje, zwłaszcza kiedy opuszcza bezpieczne obszary artystycznej umowności i wchodzi w społeczną i polityczną rzeczywistość. Granice między obrazem rzeczywistości a nią samą są często w umysłach odbiorców rozmyte. Tak było z Olbrychskim, który dobył sarmackiej szabli, bo myślał, że Piotr Uklański nazwał go nazistą. Tak było także, kiedy w tej samej Zachęcie prawicowi posłowie zdejmowali sztuczny meteoryt z figury Jana Pawła II autorstwa Maurizio Cattelana. Parlamentarzyści zniszczyli rzeźbę, ale myśleli, że ratują godność papieża Polaka. Nowoczesny ikonoklazm i "akcja bezpośrednia" wobec sztuki mają swoją tradycję, w którą teraz wpisuje się sprawa Fussa.

Artysta nie po raz pierwszy został bohaterem afery. W 2007 roku prokuratura zainteresowała się projektem "Jesus Christ King of Poland" w koszalińskiej galerii Scena. Na wystawie artysta eksponował przede wszystkim zrzuty z nacjonalistycznych i katolickich stron internetowych, w tym także krążące po sieci niesławne "listy Żydów". Powodem zamieszania był towarzyszący wystawie billboard, umieszczony przez artystę nielegalnie na jednej z ulic. Plakat przedstawiał schematyczne wizerunki kilkudziesięciu bohaterów polskiego życia publicznego, od braci Kaczyńskich, przez Ludwika Dorna, po Andrzeja Leppera i Władysława Bartoszewskiego. Podpis pod portretami był cytatem hasła z jednej z nacjonalistycznych demonstracji: "Żydzi won z katolickiego kraju". Całe przedsięwzięcie było czytelnym komentarzem do polskiej antysemickiej paranoi, ale, jak na ironię, prokuratora zamknęła wystawę właśnie z powodu podejrzeń o szerzenie antysemityzmu. W całej tej sprawie, najbardziej tajemniczym elementem pozostał Peter Fuss, artysta, który mimo rozgłosu towarzyszącego jego działaniom, potrafi zachować pilnie strzeżoną anonimowość.

Cała energia idzie w treść

Reklama

Po aferze w Czechach wielu chciałby wiedzieć, kim jest ukrywający się pod pseudonimem Peter Fuss, człowiek, który rozjuszył przedstawicieli praskiej społeczności żydowskiej. Artysta dba, by ta ciekawość pozostała niezaspokojona. To oczywista strategia w wypadku twórcy, który decyduje się na nielegalne akcje. Znakiem firmowym Fussa jest zaklejanie billboardów reklamowych własnymi produkcjami. Dzięki temu zamiast reklamy rajstop przechodnie mogli w zeszłym roku zobaczyć wielki plakat z padającym kandydatem na prezydenta USA i podpisem "Who killed Barack Obama?". Albo przed bramą Stoczni Gdańskiej przeczytać hasło "This picture is not for sale". Fuss mówi, że nie chodzi na własne wernisaże, kontaktujemy się mejlowo, a także przez telefon, ale artysta zaznacza, że często zmienia karty telefoniczne. Fuss to artystyczny partyzant, atakuje z zaskoczenia niepokojącymi komunikatami w miejskiej przestrzeni. "To nie jest tak, że budzę się w niedzielę rano i mówię sobie: <Dziś jestem Peterem Fussem>" - mówi artysta. "Po czym wkładam glany i idę w miasto robić dym. A innego dnia budzę się jako Andrzej Polaczek, wkładam garnitur i przez osiem godzin grzecznie pracuję jako księgowy. Fuss nie jest odwrotnością mnie. Nie jest takim nocnym Mr. Hydem."

Coś niecoś o Fussie mówi jego blog "Every day I’m" (http://peterfuss.com/everyday/index.html), na którym w formie uproszczonych, szablonowych grafik opowiada o swojej codzienności. Domyślamy się więc, że związany jest z Trójmiastem, ale pomieszkuje również w Londynie, że interesuje się sztuką, ale jeszcze bardziej globalną polityką, że nie lubi braci Kaczyńskich, George’a Busha i ojca Rydzyka, potępia wojnę w Iraku oraz różne przejawy imperializmu i państwowej przemocy.

Fussowi jako artyście "z ulicy" bliżej do estetyki graffiti i wielkomiejskiego folkloru niż do sztuki wysokiej. Jego plakatowe prace, najczęściej oparte na zgrafizowanych, uproszczonych fotografiach, stylistycznie nie wkraczają poza streetartowe standardy i konwencję, której mistrzem jest Banksy. W kategoriach formalnych nie proponuje nic nadzwyczajnego, całą energię inwestuje w treść. Tę zaś lubi wyrażać dosadnie: "O pewnych sprawach nie można szeptać. Żeby sprowokować dyskusję, zwrócić uwagę na jakiś problem, trzeba go mocno wyartykułować" - deklaruje.

Antysemita czy prowokator

"Achtung!" wydaje się najmocniejszym jak dotąd przykładem mocnej artykulacji. "Wcale nie zależało mi na sprowokowaniu Żydów i nie cieszę się z ich reakcji" - tłumaczy artysta. "Spodziewałem się protestów, chociaż oczywiście bardziej cywilizowanych."

Fuss tłumaczy swój projekt jako krytykę brutalnych metod stosowanych przez Izrael w walce z Palestyńczykami. "Ciężko przyjąć, że naród, który funkcjonuje jako archetyp ofiary, posługuje się metodami typowymi dla kata. Relatywizujemy to, co się dzieje w Strefie Gazy. Już na poziomie języka wypieramy prawdę. Izraelczycy nie mordują dzieci, lecz 4-letnich członków Hamasu, nie zamykają ludzi w gettach, lecz otaczają murem terrorystów. Kto krytykuje politykę Izraela, od razu zostaje nazwany antysemitą. Są wartości, których nie można relatywizować, taka nauka powinna płynąć z traumy zbrodni XX wieku. I o tym mówi ta wystawa" - tłumaczy.

Jeden z projektów Petera Fussa zatytułowany jest "Sometimes I feel ashamed to be Polish". To kolekcja obrazów niewygodnych i obciachowych stron polskości, od kultury sumiastego wąsa, disco polo i skarpetek noszonych do sandałów, po braci Kaczyńskich, ksenofobię i zaściankowość Lechistanu. Czy teraz jako Polacy powinniśmy się wstydzić za Fussa? W Czechach sprawa jest bardzo głośna, ale opinie podzielone. Jedni rozpoznają artystę po prostu jako antysemitę, inni biorą go za nieodpowiedzialnego prowokatora, jeszcze inni bronią swobody wypowiedzi artystycznej. Jirzi Vanous, niezależny kurator i historyk sztuki, twierdzi, cała Praga żyje tą prowokacją, ale mało osób zdobywa się na jednoznaczną opinię. "W Czechach nie jesteśmy przyzwyczajeni do sztuki politycznej, dlatego wprawiło to nas w lekką konsternację" - mówi DZIENNIKOWI Vanous.

Pikanterii całej historii dodaje fakt, że kurator wystawy Milan Mikulasztik jest członkiem kolektywu Guma Guar, który w 2006 roku wywołał skandal w Polsce, prezentując na wystawie "Bad News" w Bytomiu wizerunek papieża Benedykta XVI trzymającego w ręku obciętą głowę Eltona Johna. Guma Guar również lubi dosadne obrazowanie. Problem z "Achtung!" polega jednak na tym, że Fuss, chcąc mówić głośno, przemówił hałaśliwie. Jego projektowi brak precyzji, obowiązkowej przy wchodzeniu na symboliczne pola minowe. Artysta hasa po tym polu jak niefrasobliwy chłopiec, a nie jak zręczny saper sabotażysta wypuszczający się na detonowanie znaczeniowych bomb. W postawie Fussa odbija się arogancja sztuki krytycznej z jej tendencją do wydawania moralnych sądów. "Achtung!" to jeden z przypadków, w którym obrońcy niezależności sztuki i swobody wypowiedzi artystycznej postawieni są niezręcznej sytuacji. Bojówki zdzierające zdjęcia po galeriach są jednak nie do przyjęcia, bo swoboda twórczej wypowiedzi jest jedna i obejmuje również wolność do strzelania z grubej rury kulą w płot.