Kilka tygodni poprzedzających ogłoszenie decyzji przez członków Akademii Królewskiej w Sztokholmie to nerwowy czas dla całej branży księgarskiej. Wydawcy, redaktorzy i tłumacze łamią sobie głowy, próbując rozgryźć szwedzkich akademików, przewidzieć werdykt i uprzedzić konkurencję, rzutem na taśmę kupując prawa do wydania dzieł przyszłego noblisty. A jest o co walczyć.

Reklama

Książki laureatów najważniejszego wyróżnienia literackiego na świecie to pewny zarobek. Nakłady uhonorowanych tytułów (i dochody z ich dystrybucji) wzrastają nawet kilkudziesięciokrotnie. Wydana przez W.A.B. powieść "Los utracony” Imre Kertesza pół roku przed ogłoszeniem Nobla (2002) rozeszła się w około 3 tys. egzemplarzy. Po ceremonii noblowskiej ruszyła lawina - do dziś sprzedało się 80 tysięcy sztuk. Furorę zrobił też Orhan Pamuk, laureat z 2006 roku. Jego powieść "Śnieg”, której polska premiera odbyła się kilka dni przed Noblem, trafiła na rynek w liczbie pięciu tysięcy sztuk i cieszyła się umiarkowanym wzięciem - sprzedało się 3,5 tysiąca.

"Jazda zaczęła się po ogłoszeniu werdyktu. Tuż po godzinie 13.00 rozszalały się telefony" - mówi "DGP” Grzegorz Głódkowski, dyrektor handlowy Wydawnictwa Literackiego. "Dzwonili hurtownicy i księgarze z jednym pytaniem: ile możecie dać Pamuka? W kilka minut rozszedł się cały nakład. Oczywiście szybko zrobiliśmy dodruk. Łącznie <Śnieg> sprzedał się w 62 tysiącach egzemplarzy".

Magia Nobla podziałała. Także kolejnych pięć dzieł tureckiego pisarza, opublikowanych przez WL, rozeszło się w 140 tysiącach sztuk.

Znacznie bardziej efektownie noblowskie szaleństwo objawia się w krajach z większymi tradycjami czytelniczymi, a co za tym idzie zasobniejszymi rynkami książki niż Polska.

Reklama

...czytaj dalej



Reklama

Po Noblu dla Doris Lessing (2007) w londyńskich i berlińskich księgarniach można było zobaczyć gigantyczne witryny wyłożone dziełami brytyjskiej pisarki. Podobizny autorki "Złotego notesu” widniały na billboardach i plakatach w metrze. Wszystkie eksponowane egzemplarze opatrzone były naklejkami lub opaskami z napisem "Nobel Prize" (ten zwyczaj od kilku lat kopiują też polscy bukiniści). I szły jak woda. "Nobel to królewskie ukoronowanie, jak poker w kartach" - komentowała Doris Lessing.

Noblowski znak jakości pomaga w sprzedaży cieszącej się mniejszym wzięciem rynkowym poezji. Symptomatyczny jest los ostatniej polskiej noblistki. Wydany we Włoszech tomik Wisławy Szymborskiej "Gente sul ponte" (Ludzie na moście) przez pół roku sprzedał się zaledwie w liczbie 300 egzemplarzy. Wiersze "poetki z zimnej Polski" nie zainteresowały czytelników ze słonecznej Italii. Zmiana przyszła wraz z Noblem (1996) - Włosi od razu wykupili cztery tysiące tomików, a w opiniotwórczych gazetach ukazały się pełne zachwytu recenzje.

Nobel potrafi też reanimować zapomnianych autorów, którymi w Polsce byli... Lessing i Le Clezio. Ich kilkakrotnie przeceniane powieści (odpowiednio: "Pamiętnik przetrwania" i "Onitsza") przez lata były zakałami antykwariatów i kiermaszów tzw. taniej książki. Po werdykcie szwedzkich akademików doczekały się wznowień i trafiły na listy bestsellerów.

Fala zainteresowania wywołana Noblem trwa na ogół do końca roku, ale książki laureatów zawsze mogą liczyć na większe wzięcie. Na rodzimym rynku tegorocznym beneficjentem jest małe wydawnictwo Czarne z Wołowca, które od lat publikuje książki Herty Mueller. Innym wydawcom pozostaje obejść się smakiem albo stanąć do przetargu. Często bowiem właściciele praw do książek noblisty urządzają licytacje - wygrywa ten, kto jest w stanie zapłacić najwięcej.

"Był czas, że dzieła noblistów się nie sprzedawały. Ale polscy czytelnicy wracają do tej nagrody. To dobrze, bo dzięki tej nagrodzie pojawiają się u nas książki, które stanowią przeciwwagę dla masowej papki" - podsumowuje Beata Stasińska, szefowa wydawnictwa W.A.B.