Druga część opublikowanego przez krakowski Ha!art słownika poświęconego twórczości roczników siedemdziesiątych została rozszerzona - poprzednie wydanie obejmowało tylko literaturę. Mimo kilku ewidentnych przeoczeń wachlarz nazwisk i pojęć sportretowanych w "Tekstyliach bis" jest imponujący.

Sensowne wydaje się odstępstwo od cezury metrykalnej, zwłaszcza w przypadku filmu i teatru, czyli dziedzinach wymagających znacznych nakładów finansowych. To powoduje, że reżyserzy debiutują późno, nierzadko jako czterdziestolatkowie. Adekwatny jest też objętościowy układ książki, w której dominują hasła poświęcone muzyce, mającej znacznie większy wpływ na współczesną polską kulturę niż pozostałe dziedziny.

Niestety, dobre wrażenie pryska, kiedy zaczynamy czytać. Totalną porażką jest właśnie muzyczna część "Tekstyliów bis". Można wybaczyć autorom haseł przeoczenia, choć trudno zrozumieć, dlaczego w słowniku figuruje nota o dancehallowej formacji Vavamuffin, nie ma zaś słowa o Cinq G (równie znanej grupie tego nurtu) albo legendarnej Transmisji.

Jeszcze bardziej zdumiewająca jest gradacja ważności umieszczonych w zestawieniu wykonawców. Domyślam się, że redaktorzy "Tekstyliów" cenią awangardową saksofonistkę i twórczynię niszowej muzyki elektronicznej Annę Zaradny, ale poświęcanie jej tyle samo miejsca, co grupie Myslovitz, to nie wypadek przy pracy, lecz nadużycie.

Te niedociągnięcia (to tylko przykłady, pomyłek jest więcej) można by autorom rubryk muzycznych wybaczyć, gdyby potrafili pisać. Niestety, polszczyzną władają mniej więcej tak jak pewien znajomy Wietnamczyk (trzy i pół roku w Polsce). Na przykład o muzyce avant-popowej formacji Elektrolot możemy przeczytać, że jest inspirowana "poetyką melodii rodem z kreskówek". Co to jest? O jakie kreskówki chodzi - tego się z "Tekstyliów" nie dowiemy. Dowiemy się natomiast takich odkrywczych prawd jak to, że "media są nieodłącznym elementem towarzyszącym muzyce" (hasło "media"), "podczas kameralnych koncertów liczy się doświadczanie przez muzyków i publiczność dźwięku i rytmu" ("Pathman"). Bogdan Loebl zaś został ogłoszony "współtwórcą poetyki polskiego bluesa" (poetyka najwyraźniej pomyliła się autorom z poezją tekściarza Tadeusza Nalepy, Breakoutów i Dżemu). Tego typu złotych myśli są dziesiątki.

Grzechem głównym działu muzyka są infantylne i grafomańskie noty. Tego rodzaju mielizn uniknął autor rubryki idee. W odróżnieniu od "Tekstyliowych" recenzentów muzycznych Igor Stokfiszewski pisze dobrze. Sęk w tym, że skomponował swój wybór skrajnie nieobiektywnie. Jeśli ma się ambicje zrekapitulować idee młodej kultury polskiej, to wypadałoby zaprezentować całe spektrum, nie zaś tylko część, nawet jeśli wyraża ona światopogląd autora. Jeżeli zatem w zestawieniu omówiona jest "Krytyka polityczna", to powinna także figurować tam "Fronda". Jeśli jest portal internetowy lewica.pl, to dlaczego zabrakło prawicy.net? Skoro hasła doczekali się Młodzi Socjaliści, to na podobną promocję zasługiwała też Młodzież Wszechpolska, jakkolwiek byśmy tę organizację oceniali.

Zaskakujące błędy znalazły się w części poświęconej literaturze. Czasami wygląda na to, że autorzy not nie czytali tytułów, o których piszą, skoro bohaterkę głośnej powieści Jacka Dehnela "Lala" tytułują Elżbietą, nie zaś Heleną. Szkoda, że wzorem twórców stron o teatrze (obok opracowań na temat sztuki i komiksu najlepszych w tomie), którzy osobno omówili najgłośniejsze spektakle, nie poświęcili haseł książkom, które wywołały polemiki wykraczające poza środowiska literackie. "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" Doroty Masłowskiej, "Lubiewo" Michała Witkowskiego, "Gnój" Wojciecha Kuczoka czy "Zwał" Sławomira Shutego na pewno na to zasługują.

Irytuje niekonsekwencja redaktorów "Tekstyliów bis". Dlaczego przy jednych nazwiskach figuruje wiek artystów, a przy innych nie? Czemu w rozdziale poświęconym sztuce są stopki z przypisami, a inne hasła są ich pozbawione? Czy krytycy muzyczni są ważniejsi od literackich i filmowych, skoro tylko ci pierwsi zostali wyróżnieni sążnistymi biogramami? Dlaczego niektóre hasła są żywcem spisane z CV artystów - uczciwie byłoby chyba wziąć takie treści w cudzysłowów?

Dobrze byłoby, gdyby Ha!art zdecydował się wydać trzecią, poprawioną edycję "Tekstyliów". Czas nagli. Niedługo o rocznikach siedemdziesiątych wszystko będzie można powiedzieć, oprócz tego, że są "młode". Szkoda byłoby, żebyśmy mieli obraz kultury tego pokolenia spaczony publikacją, która w dużej mierze wygląda tak, jakby wyszła spod pióra Nama, handlującego tandetnymi tekstyliami na Stadionie Dziesięciolecia.

"Tekstylia bis. Słownik młodej polskiej kultury", Red. Piotr Marecki, Korporacja Ha!art

















Reklama