"Tę książkę w jakimś sensie zawdzięczam pandemii. To właśnie w czasie lockdownu pojawiła się we mnie potrzeba uporządkowania wcześniejszej twórczości eseistycznej, nie tylko z ostatniego roku, ale i z lat wcześniejszych. Od jakiegoś czasu lubiłam przyglądać się sobie i swojemu pisaniu z pozycji "czwartoosobowego narratora". Ten rodzaj autorefleksji powiązanej z psychologią, która wciąż pozostaje mi bliska i jest pierwszym językiem, jakim czytam świat, stanowi fundament większości tych tekstów. Przy okazji odkrywam dla siebie, jaką przyjemność daje mi forma wykładu. Zwracanie się i mówienie bezpośrednio do ludzi, którzy mnie słuchają, daje energię, której nie ma tekst skazany na samotne odczytanie" - pisze Tokarczuk we wstępie.

Reklama

W książce, oprócz mowy noblowskiej, która użyczyła tytułu całości, znalazły się wykłady i eseje, które zebrane razem rozwijają tezy noblowskiego "Czułego narratora". W Sztokholmie Tokarczuk mówiła: "Coś jest ze światem nie tak. To poczucie, zarezerwowane kiedyś tylko dla neurotycznych poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się zewsząd niepokojem". Miesiące po ceremonii noblowskiej, wybuch pandemii, dały tym słowom nowa aktualność. "Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy. (...) Stajemy się wyznawcami prostych sił – fizycznych, społecznych, ekonomicznych, które poruszają nami, jakbyśmy byli zombie" - diagnozowała pisarka.

Jej zdaniem literatura może przezwyciężyć obecny kryzys duchowy świata, o ile zdobędzie się na opowieść, w której zawrze "zarówno perspektywę każdej z postaci, jak i wyjść poza horyzont każdej z nich, widząc więcej i szerzej", dostrzec, że wszystko, co istnieje, jest ze sobą powiązane. To oznacza też "zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności za świat, ponieważ staje się oczywiste, że każdy gest +tu+ jest powiązany z gestem +tam+, że decyzja podjęta w jednej części świata poskutkuje efektem w innej jego części, że rozróżnienie na +moje+ i +twoje+ zaczyna być dyskusyjne".

Jej zdaniem to czułość jest "tym trybem patrzenia, które ukazuje świat, jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny" – mówiła Tokarczuk, dodając, że dobra literatura jest właśnie zbudowana na czułości wobec każdego innego od nas bytu. Rzadko fraza z wykładu noblowskiego przenika do szerszego języka, ale tak się stało z "czułym narratorem" Tokarczuk.

Czułość oznacza dla Tokarczuk przede wszystkim empatię wobec otaczającego nas świata. Najbardziej jaskrawym przykładem braku empatii jest dla niej nasz stosunek do zwierząt. W tekście "Maski zwierząt" Tokarczuk krytykuje uprzywilejowany status, jaki nadał sobie człowiek wobec wszystkich innych ziemskich bytów. Pisarka pokazuje, że przez tysiące lat cywilizacji nie udało się nam odejść od biblijnej formuły o czynieniu sobie ziemi poddanej. Obowiązujący obecnie katechizm kościoła katolickiego podtrzymuje to stanowisko - zalecając życzliwość wobec zwierząt i oszczędzanie im cierpień powtarza formułę o tym, że są one przeznaczone "dla dobra wspólnego ludzkości w przeszłości, obecnie i w przyszłości". W "Maskach zwierząt" pisarka zastanawia się, jak to możliwe, że akceptujemy fakt istnienia obok nas zakładów do złudzenia przypominających obozy koncentracyjne, gdzie w męczarniach giną miliony istot. "Kto raz ujrzał całą grozę tego, co ludzie robią zwierzętom, nie pozostanie już nigdy spokojny" – pisze Tokarczuk.

Z kolei "Ćwiczenia z obcości" to rzecz o empatii w podróżowaniu. Wychowana na książkach Juliusza Verne'a pisarka - podróżniczka, która wcześniej stworzyła koncepcję "Biegunów", współczesnych nomadów, teraz zastanawia się, na ile podróże są jeszcze moralnie właściwe. "Książki typu +opowiem wam, gdzie byłem/byłam+ i festiwale poświęcone tematowi podróży już mnie nie pociągają. (...) Nie mam potrzeby zwiedzania obcych miast, od kiedy na każdej ulicy świata można znaleźć te same pamiątki wyprodukowane w Chinach. Nie będę już zwiedzać muzeów w obcym mieście, dopóki nie zobaczę muzeów w swoim własnym. Czy można być dalej niewinnym podróżnikiem w świecie konfliktów, wybuchających bomb, porywanych samolotów i nieustannego strachu przed zamachem? Czy można cieszyć się wakacjami na plaży, do której nie mają dostępu miejscowi? Czy można wygodnie rozsiadać się w samolocie, wiedząc, że w drugą stronę podróżują ludzie stłoczeni w kontenerach? (...) A może tym razem to my powinniśmy pozostać w domu i powitać innych podróżnych?" - zastanawia się noblistka, dodając: "Straciłam ochotę do podróży zawstydzona własną wolnością, której zabrakło dla innych".

Reklama

Podróżowanie po literaturze nie wzbudza wątpliwości moralnych, jest też na pewno ekologiczne. Dzięki książkom możemy "leczyć się z gruźlicy w Mannie", "polować na wieloryby w Melville’u", "być nieszczęśliwym kochankiem w Prusie". Podstawą takiej postawy jest wiara w moc książek, pisarka uważa, że "fikcja jest w pewien sposób mocniejsza niż rzeczywistość, a jej postaci prawdziwsze niż te żyjące. Oto wielka tajemnica literatury" – tłumaczy w "Maskach zwierząt". Przy okazji czytelnik dowiaduje się, jak noblistkę wyprowadzić z równowagi - należy zapytać, czy opisywane przez nią wydarzenia są prawdą.

W tekstach zamieszczonych w "Czułym narratorze" Tokarczuk odkrywa tajemnice swojego warsztatu pisarskiego. Dowiadujemy się, że "pisanie jest piekłem, ciągłą torturą, gotowaniem się w smole. (...) Męczy, niszczy kręgosłupy, neurotyzuje, każe stawać w jakieś szranki, być nominowanym, aplikować, komentować, życzyć źle wrednemu recenzentowi, a w zdenerwowaniu po nieprzyjaznej recenzji gryźć palce. Ale pisanie jest też jednocześnie niebem – daje poczucie mocy, zmienia życie w ciągłe uprawianie hobby, pozwala obcować z mądrymi, interesującymi sprawami i ludźmi, zmusza do myślenia i podchodzenia do różnych spraw z nietypowej strony, każe stawiać sobie ciągłe pytania o to, kim się jest, rozwija empatię i sprawia, że lepiej rozumiemy innych. No i uwalnia od konieczności porannego wstawania do pracy i codziennego wypruwania sobie żył na cudzą korzyść".

Pisanie wynika z czytania, a w ten świat wprowadził Tokarczuk ojciec-bibliotekarz. "W bibliotekach, w których pracował, zawsze musiało być akwarium, a w nim — jak tajemniczy strażnicy słów — pływające welony i mieczyki, same przecież nieme. Do pracy zabierał naszego psa Filona, który leżał pomiędzy półkami na książki. Buszując w księgozbiorze, musiałam uważać, żeby na niego nie nadepnąć. Tam, gdzieś na podłodze między regałami, nauczyłam się czytać. Nie wiem, jak to się stało. Po prostu któregoś dnia tytuły na grzbietach zaczęły do mnie przemawiać i nagle wszystko nabrało znaczeń, jakbym zapadła na tajemniczą, choć niegroźną psychozę. Kiedy to się stało — nie wiem, nikt inny też nie pamięta. Zaczęłam czytać szybko i sprawnie sama z siebie, bez żadnej pomocy. Jedną z moich pierwszych ulubionych książek był śpiewnik partyzancki, który dostarczył mi patetycznych wzruszeń, (...) Następna lektura, zupełnie inna, kiedy długo chorowałam, to +Mała encyklopedia powszechna PWN+ w zielonych ceratowych okładkach, z której niewiele zrozumiałam" - wspomina.

Z dalszego ciągu tych migawek z początków czytelniczej drogi wyłania się obraz dziecka uzależnionego od lektury: "Czytałam przy lampce nocnej, przez co popsułam sobie wzrok. Czytałam przy jedzeniu i w toalecie. Podczas kąpieli, na plaży, na działce. W pociągach, w samochodach, obierając ziemniaki i robiąc na drutach" - wspomina pisarka. Co zaskakujące przy czytaniu lubiła podjadać przyprawę w proszku złożoną z suszonych warzyw i soli, tzw. jarzynkę. Ten zwyczaj, co odkryła po latach, przypomina zachowanie studentów jesziwy, którzy czytając Torę jedzą kryształki soli. Ma to poprawiać ich koncentrację na tekście.

Pisanie to dla Tokarczuk przede wszystkim poszukiwanie narratora. "Dziś wciąż potrafię przypominać sobie pierwsze próby uchwycenia głosu moich najwcześniejszych powieści — instynktowne, nie do końca świadome wiercenie się w miejscu, pełne niecierpliwości rozglądanie się na boki z nadzieją, że znajdzie się tam coś lub ktoś, co lub kto nas wesprze. (...) Są książki, które piszą się same, kiedy znajdzie się dla nich odpowiedni głos. Inne potrafią latami na niego czekać rozpisane na notatki i szkice. Silny, pewny siebie i wszechwiedzący narrator +Prawieku i innych czasów+ ze swoją skłonnością do krótkich zdań i nieco biblijnej frazy sprawił, że tworzenie tej książki było czystą przyjemnością. (...) Ale są i takie rzeczy, które wymagają długotrwałych negocjacji; czasami narrator jest kapryśny, pojawia się i znika. Tak było z moją następną książką, czyli z +Domem dziennym, domem nocnym+, kiedy narrator nie ukonstytuował się już tak łatwo". Jak wspomina Tokarczuk, kolejna książka "Gra na wielu bębenkach", to mniej lub bardziej świadome "ćwiczenia z narratora". Ale dopiero w "Księgach Jakubowych" pojawił się "narrator panoptykalny", o "praktycznie nieograniczonej perspektywie i wiedzy". Pojęcie narratora to dla Tokarczuk nie tylko kategoria literacka, ale też metafizyczna: "Trzeba na koniec uczciwie przyznać: Człowiek, proszę państwa, moi drodzy, ma duszę, ciało i narratora".

Co współcześnie oznacza bycie pisarzem? "Współczesny pisarz wymienia z ludźmi ogromne ilości informacji — nie tylko w sposób niejako klasyczny, to znaczy chodząc na spotkania autorskie, udzielając wywiadów, biorąc udział w dyskusjach i polemikach, mówiąc, co myśli na taki czy inny temat, prezentując okładki oraz fragmenty nowych dzieł; pojawiły się nowe formy aktywności związane z obiegiem danych w sieci: autor pokazuje fotki i umieszcza krótkie wpisy w mediach społecznościowych, odpowiada na komentarze i sam komentuje cudze wpisy, spiera się z jakimiś anonimowymi trollami. (...) Skoro pozwoliliśmy, żeby zamieniono nam ów świat w nieustannie czynny rynek kupna i sprzedaży, w hałaśliwy frymark, to cóż — staliśmy się towarem. I nie chodzi tu o tradycyjne przekonanie, że towarem jest to, co stwarzamy. Nie. Dziś towar to samo pisarskie +ja+, taki sam jak wszystko inne. Sama osoba pisarza staje się marką. Masłowska, Twardoch, Pilch, Bator, Stasiuk to coś w rodzaju logo. Tokarczuk także" - podsumowuje noblistka.

W tomie "Czuły narrator" znalazł się m.in. cykl wykładów, które Tokarczuk wygłosiła w 2018 roku na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego - "Psychologia narratora", "Psychologia literackiego stwarzania świata. Jak powstały Księgi Jakubowe", "Przypadek Duszejko. Postaci literackie" oraz wykład pomyślany jako ich kontynuacja, nigdy niewygłoszony "Kraina Metaksy". Jest też tekst "O daimonionie i innych motywacjach pisarskich" z 2014 roku oraz eseje: "Prace Hermesa, czyli jak tłumacze codziennie ratują świat", który oparty jest na tekście wykładu wygłoszonego na inauguracji czwartej edycji Gdańskich Spotkań Literackich „Odnalezione w tłumaczeniu” (Gdańsk, 11–13 kwietnia 2019), "Palec w soli, czyli krótka historia mojego czytania", pochodzący z sympozjum Uniwersytetu Rzeszowskiego pt. "Światy Olgi Tokarczuk" z 2012 roku, a także "Ognozja" (pierwodruk w "Polityce" 30 września 2020), "Ćwiczenia z obcości" (ukazał się w 2017 roku w "Znaku", nr 746–747), "Maski zwierząt" (pierowodruk w "Krytyce Politycznej" 2008, nr 15) oraz "Niesamowity tygiel braci Quay" z tomu "Trzynasty miesiąc".

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.