Ostatnie lata nie były dla Stephena Kinga zbyt udane. Po wypadku, któremu uległ w 1999 roku w pobliżu swojego domu (został potrącony przez ciężarówkę), zaczął pisać coraz gorsze powieści. Zarówno nadęte, przeładowane słabymi pomysłami zakończenie cyklu „Mroczna wieża”, jak i okropna „Historia Lisey” nie dawały nadziei na przyszłość. Coraz gorszego wrażenia nie mogły naprawić ani niezła, choć czysto rzemieślnicza „Komórka”, ani odkurzony po latach „Blaze”, pochodzący jeszcze z czasów, gdy King ukrywał się pod pseudonimem Richard Bachman. Tym większą niespodzianką jest „Ręka mistrza”, książka co prawda daleka od doskonałości (z takim choćby „Lśnieniem” nie śmiałbym jej nawet porównywać), ale i tak zwiastująca powrót pisarza do lepszej formy.

Reklama

To również jedna z najbardziej osobistych powieści autora „Miasteczka Salem”. Trudno bowiem nie dopatrzeć się alter ego Kinga w postaci głównego bohatera Edgara Freemantle’a, przedsiębiorcy przechodzącego na małej wyspie u wybrzeży Florydy rehabilitację po tragicznym wypadku, w którym stracił prawą rękę. To właśnie na Duma Key Freemantle odkrywa u siebie niezwykły talent malarski. Zachęcony przez swojego sąsiada z wyspy, byłego prawnika Wiremana, wystawia swoje obrazy w galerii, robiąc błyskawiczną karierę jako genialny prymitywista. Sukces ma jednak swoją mroczną stronę: jego malarstwem kierują parapsychiczne impulsy, które Freemantle odbiera z utraconej ręki. Wkrótce okazuje się, że jego dzieła mają moc zmieniania świata. Dzięki powstającym w twórczym szale obrazom Freemantle odbiera życie mężczyźnie oskarżonemu o molestowanie dzieci i leczy Wiremana z gnębiących go skutków nieudanej próby samobójczej sprzed lat.

Jak za dawnych czasów King po mistrzowsku łączy powieść obyczajową i dramat psychologiczny z klasycznym horrorem. Przez większą część książki groza narasta niemal niezauważalnie, osiągając pełną napięcia kulminację dopiero w ostatnich rozdziałach. King woli bowiem badać ciemne strony ludzkiej osobowości, konfrontując swoich bohaterów z niewytłumaczalnym. Umiejętnie, choć powoli (chwilami nawet zbyt powoli, skoro powieść liczy z górą 600 stron) konstruuje akcję, więcej miejsca poświęcając na drobiazgowe nakreślenie charakterów postaci. Bo też – jak każda udana powieść Kinga – „Ręka mistrza” jest czymś więcej niż horrorem. To przede wszystkim gorliwe wyznanie wiary w moc sztuki: jednocześnie uzdrawiającą (malarstwo ułatwia Freemantle’owi powrót do zdrowia, pomaga odreagować traumatyczne wydarzenia) i niszczącą. Sztuka (a więc także literatura) – wydaje się mówić King – jest nie tylko odbiciem rzeczywistości. Pozwala kształtować umysły odbiorców, a stając się elementem świata, jednocześnie na niego wpływa. Daje twórcy niemal nieograniczoną, boską moc. Artysta jako demiurg, którego dzieło wykracza poza zrodzone w wyobraźni światy? Kusząca i jednocześnie niebezpieczna to wizja. Na szczęście dla Kinga stanowi przede wszystkim pretekst do rozwoju akcji, a nie pole do filozoficznych dywagacji.

RĘKA MISTRZA (Duma Key)

Stephen King

Reklama

przełożył Michał Juszkiewicz

Prószyński i S-ka 2008

» Kup książkę "Ręka mistrza" w sklepkultura.dziennik.pl