Co zdecydowało, że postanowiła pani napisać komedię kryminalną "Dywan z wkładką"?
Marta Kisiel: Zdecydowała stanowczo Tereska - główna bohaterka. Ot, pewnego dnia wparowała z impetem do mojej wyobraźni i nim się obejrzałam, miała już równie barwne towarzystwo oraz kluczowe akcesorium w postaci tytułowego dywanu z oryginalną wkładką. Polubiłyśmy się z miejsca, a potem poszło już z górki.
Czy łatwo było się zmierzyć z tym gatunkiem, jakim jest komedia kryminalna?
Koniec końców o wiele łatwiej niż przypuszczałam, choć nie obyło się bez wątpliwości. Rzecz jasna, mówimy o komedii kryminalnej, nie kryminale komediowym — proporcje są tu szalenie istotne. Napisania rasowego, ciężkiego kryminału, raczej bym się nie podjęła - nie ciągnie mnie w tę stronę. "Dywan z wkładką" to powieść przede wszystkim humorystyczna, obyczajowa. Chociaż oś stanowi morderstwo, bez którego nie byłoby fabuły jako takiej, to najważniejsza jest dynamika i chemia relacji międzyludzkich. A to mnie zajmowało zawsze, bez względu na uprawiany gatunek. Natomiast wątki kryminalne pojawiały się już w kilku moich wcześniejszych powieściach. Można by rzec, że wzięłam długi rozbieg, aż w końcu skoczyłam na tę główkę.
W warstwie językowej jest mnóstwo śmiesznych zwrotów i określeń, jak choćby "zbrodzień" - używa pani słów, by zaprosić czytelników do swoistego kręgu wtajemniczonych?
Język to niesamowicie plastyczne narzędzie o praktycznie nieograniczonych możliwościach. A ja uwielbiam się nim bawić na wszelkie sposoby, często na przekór przyzwyczajeniom i utartym schematom. Tak myślę, tak mówię i w konsekwencji tak również piszę, więc sporo w tym czystego odruchu. Ale też i świadoma praca nad tekstem, oczywiście. Testuję różne synonimy, zderzam style, wykręcam szyk i patrzę, jak te zabiegi budują narrację, jaki ton narzucają całości, a w konsekwencji — dokąd prowadzą czytelnika, jak kształtują jego reakcje na bohaterów i opisywanie wydarzenia.
Urzekająca jest paleta bohaterów - czy są to postaci całkowicie wymyślone, czy może wzorowała się pani na kimś, tworząc je?
Do opisania zakątka, w którym zamieszkują Trawni, zainspirował mnie widok z własnego okna, więc można powiedzieć, że ten element jest wzięty z życia. Z bohaterami wygląda to nieco inaczej, bo staram się nie portretować prawdziwych osób w stosunku jeden do jednego. Wyjątek uczyniłam raz, na życzenie zainteresowanego, którego zresztą zamordowałam w pierwszym zdaniu, a on po dziś dzień jest z tego dumny. Natomiast bardzo lubię obserwować ludzi i zapamiętywać sobie na przyszłość charakterystyczne szczegóły i szczególiki — anegdoty, powiedzonka, nawyki, maniery, czasem też elementy wyglądu czy ubioru. I takimi właśnie drobiazgami dopełniam potem wymyślone od podstaw postacie, żeby tchnąć w nie życie, uczynić trójwymiarowymi.
Spluwanie słownictwem nieprzystojnym
W garażu bohaterów pojawia się dywan, który odegra w historii niebagatelną rolę… Prosta i jednocześnie zaskakująca historia - czy to jest przepis na ciekawą historię?
O sile opowieści stanowią przede wszystkim jej bohaterowie - przynajmniej w moim osobistym odczuciu. Lubię na nich reagować, ba — muszę na nich reagować, bez względu na to, czy darzę ich sympatią, czy też antypatią. Jeżeli są mi obojętni, wówczas bez żalu odkładam książkę. A że bohaterowie, których sama wymyślam, są zazwyczaj indywiduami nad wyraz charakternymi i pełnymi wad, to potrafią skomplikować każdą, wydawałoby się nawet najprostszą historię. Chociaż mój mąż pewnie by powiedział, że to nie moi bohaterowie, tylko ja.
I miałby rację?…
Chyba tak.
Czy przy pisaniu "Dywanu" autorka dobrze się bawiła się?
Cóż… Wiadomo, bywały dni, kiedy słowa płynęły same, bywały i takie, kiedy rwałam nad klawiaturą włosy z głowy i spluwałam słownictwem nieprzystojnym… a i tak bawiłam się wyśmienicie. Jako pisarka wyznaję tę samą filozofię, co czytelniczka. Dopóki bohaterowie budzą moje zaangażowanie — i nieważne, czy pragnę ich uszczęśliwić, czy ukatrupić — dopóty pisanie sprawia mi frajdę bez względu na przejściowe blokady i inne przykrości. A Tereska i Mira to duet, który wyjątkowo przypadł mi do serca, co chyba widać.
Czy schlebia pani, cieszy ją porównywanie do Chmielewskiej?
Gdybym miała wskazać autora, który wywarł na mnie największy wpływ, byłaby to bez wątpienia właśnie Joanna Chmielewska. Ukształtowała mnie w pewnym stopniu jako autora, ale też człowieka - na poziomie nie tyle fabuły, ile języka i myślenia o świecie, bo swoim poczuciem humoru, autoironią, sarkazmem. I ani myślę się tego wypierać, wprost przeciwnie. Każde drzewo ma przecież swoje korzenie.
Czy pomagały pani w tworzeniu tej historii pisarki ze stowarzyszenia Harda Horda?
Tworzenie samego zalążka historii to dla mnie ten najbardziej intymny, introwertyczny etap pracy pisarskiej - wtedy historia jest moja i tylko moja. Potem jednak przychodzi pora na skrupulatne budowanie, splatanie fabuły, dopinanie wątków i wtedy też pojawiają się wątpliwości, pytania, a trybiki w głowie wcale nie chcą się kręcić, tylko zgrzytają, trzeszczą i sypią iskrami. Dla mnie wielkim wsparciem na tym etapie prac nad "Dywanem z wkładką" była właśnie jedna z współczłonkiń Hardej Hordy i koleżanka po piórze, Aneta Jadowska. Nie wiem, ile razy padało z mojej strony rozpaczliwe: "Jadowska, czy to ma sens?", ale zniosła to godną podziwu cierpliwością, za którą jestem jej niebywale wdzięczna.
Co będzie następne - czy zasmakowała pani w tym gatunku i napisze jeszcze jeden kryminał?
Obecnie kończę czwartą już powieść dla dzieci z serii "Małe Licho", potem zrobię sobie chwilę przerwy i… chyba wezmę się za kolejną komedię kryminalną. Kajecik z zanotowanymi pomysłami już czeka — absurdalnie różowy i brokatowy, jak należy.
Rozmawiała: Dorota Kieras/PAP
Marta Kisiel (1982) – urodzona we Wrocławiu pisarka i tłumaczka, z wykształcenia polonistka. Debiutowała w 2006 roku na łamach internetowego magazynu „Fahrenheit” opowiadaniem "Rozmowa dyskwalifikacyjna". Na swoim koncie ma cykle "Dożywocie" oraz "Małe Licho", jak również zbiór opowiadań "Pierwsze słowo" oraz powieści z tzw. cyklu wrocławskiego. Członkini grupy Fantastic Women Writers of Poland: Harda Horda. Ośmiokrotnie nominowana do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, statuetkę otrzymała w 2018 roku za opowiadanie "Szaławiła" oraz w 2019 za opowiadanie "Pierwsze słowo". Jej pierwsza powieść dla dzieci, "Małe Licho i tajemnica Niebożątka", została dwukrotnie wybrana najlepszą książką dla dzieci 2018 roku, druga zaś - "Małe Licho i anioł z kamienia" - zdobyła tytuł Książki Roku 2019 Polskiej Sekcji IBBY.