Horace Engdahl, udzielając wywiadu agencji AP, nie wykazał się talentami dyplomatycznymi. Odpowiadając na pytanie, dlaczego od 30 lat żaden Amerykanin nie dostał lauru noblowskiego, sekretarz Szwedzkiej Akademii wypalił, że jest to skutek zamknięcia się literatury USA na problemy interesujące świat i zajmowanie się wewnętrznymi, krajowymi sprawami.
Jak można było przewidzieć, ta wypowiedź wywołała ostre protesty, nie tylko w Stanach Zjednoczonych. W stronę Sztokholmu posypały się uwagi na temat wątpliwego autorytetu Akademii, głosy, że Engdahl i jego koledzy nie znają literatury amerykańskiej, oraz zapowiedzi wysłania do Szwecji spisu pisarzy godnych przeczytania.
"The Guardian" podejrzewa, że gafa Engdahla miała na celu zwiększenie zainteresowanie nagrodą przed jej ogłoszeniem. Teza brytyjskiego dziennika wydaje się o tyle uzasadniona, że na konto firmy bukmacherskiej przyjmującej zakłady związane z Noblem zaczął napływać zwiększony strumień wpłat. Okazało się, że wiele osób uznało wypowiedź Szweda za grę, mającą na celu odwrócenie uwagi od amerykańskich pisarzy, z których jeden już został "z pewnością" wybrany do tegorocznej nagrody.
Jak na ironię, napływ pieniędzy powoduje swoistą dewaluację "wartości" pisarzy - im więcej osób obstawia daną możliwość, tym niższych wypłat można oczekiwać w przypadku wygranej. W przypadku najwyżej notowanych Amerykanów: Joyce Carol Oates i Philipa Rotha oczekiwane wygrane mają być sześciokrotnością wpłaty, a nie - jak do niedawna - ośmiokrotnością.
Według brytyjskich bukmacherów z twórców nieamerykańskich największe szanse na Nobla mają Włoch Claudio Magris, syryjsko-libański poeta Adonis oraz Izraelczyk Amos Oz. Polak Adam Zagajewski znajduje się mniej więcej w połowie, liczącej 60 nazwisk, listy pretendentów. Przed aferą, sprowokowaną przez Engdahla, na szarym końcu rankingu znajdował się mało znany poeta Bob Dylan.