Gdy Gyula Krúdy wydał w 1911 roku powieść "Młodość Sindbada", został okrzyknięty na Węgrzech pisarzem wybitnym. Do stworzonej postaci wiecznego wędrowca, miłośnika kobiet, niespokojnego ducha, powracał jeszcze nie raz przez kolejne dwie dekady. Zaś postać Sindbada zapożyczył, rzecz jasna, z "Baśni tysiąca i jednej nocy". Tylko, że jego Sindbad był inny.
Przypominał autora, który go stworzył, choć ów zarzekał się, że wszystkie podobieństwa są przypadkowe. "Sindbad powraca do domu" nie jest jednak kolejną wariacją na temat żeglarza spisaną przez Krúdy’ego. To historia o samym pisarzu stylizowana na jego własne dzieło. Historia opowiedziana przez Sándora Máraia, który Krúdy’ego uważał za największego węgierskiego przedwojennego twórcę. "Intrygował mnie ten cud, ta niezgłębiona tajemnica, sekret pisarza, który nigdy się nie myli" - pisał Márai. Co nie znaczy bynajmniej, że portret Krúdy’ego w powieści autora "Żaru" jest pogodny czy choćby przejrzysty.
Starzejący się Sindbad, już po 50-tce, żegna się z żoną. Obiecuje, że tym razem przyniesie pieniądze na spłatę długów. Przyrzeka, że wróci na kolację, a nie zalegnie w jednej z peszteńskich knajp. W rzeczywistości Márai opisuje ostatni dzień z życia Gyuli Krúdy’ego. To literacka fikcja podszyta jednak prawdziwymi wydarzeniami. Krúdy rzeczywiście umarł w biedzie. Honoraria za krótkie teksty, które pisał dla prasy, nie staczały mu często na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Czy w takim razie powieść Máraia to dramat, którego autor płacze nad losem ulubionego pisarza? W żadnym wypadku. Jak to zwykle u wielkiego Węgra, odnajdziemy w tej książce prawdziwy smutek, ale nie beznadzieję. Próżno doszukiwać się również melancholii czy sentymentalizmu. W zamian otrzymamy fascynującą opowieść o Budapeszcie lat 30. ubiegłego wieku, mieście, którego nie ma, którego nie było już w chwili, gdy umierał Krudy. Sindbad snuje się po Peszcie zupełnie już innym niż ten, który istniał za czasów panowania Habsburgów. Zniknął gdzieś intelektualny klimat miasta. Zapodziali się dawni pisarze przesiadujący niegdyś całymi godzinami w knajpach. Mimo to na kartach powieści odnajdziemy ich sylwetki. Pojawi się zmarły jeszcze przed urodzeniem Krudy’ego romantyczny poeta Sandor Petofi czy nieco młodszy od Sindbada Frigyes Karinthy. Marai w końcu obwieszcza upadek węgierskiej literatury. "Co ja mam czytać wiersze poety, o którym wiem na pewno, że codziennie wykonuje ćwiczenia gimnastyczne według wskazówek Mein System i na rozkaz radia rankiem kładzie się na podłodze i wyrzuca nogi do góry niczym nierządnice, które żyją z tego, że dbają o linię? Dla mnie taka literatura nie ma wartości" - mówi kelner z jednej z knajp. Márai obwieścił śmierć węgierskiej prozy przedwcześnie. Dowodem choćby świetny "Sindbad powraca do domu" i wiele innych dzieł pisarza.
"Sindbad powraca do domu" (Szindbád hazamegy)
Sándor Márai,
przeł. Teresa Worowska,
Czytelnik 2008