Zastanówmy się przez chwilę. A gdyby tak użyć elementów fantastycznych nie do ucieczki od rzeczywistości, ale do opisu tej ucieczki? To całkowicie zmienia postać rzeczy. Fantastyka staje się wówczas użytecznym narzędziem do zrozumienia tego, jak przebiega gra umysłu ze światem. Gra w ocalenie. Proza realistyczna pozostanie tu bezradna, bo nie potrafi ze swoim autorytarnym dystansem wedrzeć się głębiej, pod podszewkę codziennych zdarzeń.

Reklama

Aleksander Kościów debiutował pod koniec 2006 roku powieścią "Świat nura" - i był to jeden z najlepszych debiutów literackich ostatnich lat, niesamowity pokaz kreatywnej wyobraźni i prozatorskiego talentu. Jeśli idiotyczny przesąd, że dopiero druga książka zaświadcza o pisarskich umiejętnościach, ma w sobie choć trochę sensu, to Kościów dał sobie radę bez problemu, tak jakby w ogóle nie myślał o tym rzekomym zagrożeniu: ukazujące się właśnie "Przeproś" to historia wielopoziomowa, złożona, świetnie wymyślona i skrojona. Jeszcze raz dało znać o sobie muzyczne wykształcenie autora (Kościów jest teoretykiem muzyki i zdolnym kompozytorem) - konstrukcję tej książki można smakować i rozgryzać niczym skomplikowaną melodię opartą na harmonicznych kontrapunktach.

A rzecz zaczyna się całkiem zwyczajnie. Oto pewien dość zakurzony 40-letni samotnik imieniem Błażej - z wykształcenia astrofizyk, z zamiłowania wspinacz wysokogórski, z zawodu sprzedawca w sklepie ze sprzętem turystycznym, z wyboru liryczny, choć pragmatyczny frustrat - ma dziwny wypadek samochodowy na warszawskiej ulicy. Zamieszane są weń jeszcze dwie kobiety: pewna zrozpaczona krakowianka poszukująca zaginionego dziecka oraz ekscentryczna nastolatka, której wydaje się, że wypełnia właśnie niebezpieczną misję rodem z komputerowej gry. Błażej niewiele rozumie z tego, co się wokół niego dzieje, ale - zmęczony pracą i myśleniem o sobie - decyduje się pomóc zarówno jednej, jak i drugiej. Wkrótce stanie się jasne, że to dwa końce tej samej nici zdarzeń, a sam Błażej także dostanie szansę wydobycia się z życiowego dołka...

Kościów pisze o samotności, zagubieniu, stracie i odnalezieniu. Rzeczywistość tłumaczy na język snów, a sny wyprowadza na światło dzienne. Nie boi się pomysłów karkołomnych i absurdalnych, a wszystko to czyni z niebywałą literacką kulturą i elegancją. To mnie strasznie kontentuje i cieszy, bo takiego pisarza, który umiałby swobodnie przeskakiwać gatunki i konwencje (w tym przypadku mamy romans, kryminał, powieść przygodową, ale i prozę psychologiczną czy horror), by opowiedzieć o czymś bliskim, bolesnym, powszednim, bardzo polskiej literaturze brakowało.

Oczywiście, bawiąc się w mieszanie realizmu i fantastyki, Kościów skazuje się na margines, ale to mu chyba nie przeszkadza - "Przeproś" nie jest pisane dla wiwatującej publiczności, to proza intymna i kameralna.

Zabawne, że jednak podczas lektury coś mi przeszkadzało, ale nie umiałem ustalić źródła tego dyskomfortu. Wreszcie ustaliłem. I okazało się, że to w zasadzie mój problem, nie zaś książki Kościowa. Otóż drażniła mnie w "Przeproś" Warszawa - dziwnie odrealniona, jakby namalowana, zatopiona w upalnym powietrzu, zamieszkała przez osobliwe postaci. Moje rodzinne miasto nigdy nie przypominało mi teatralnej dekoracji - stąd może nie umiałem się przyzwyczaić. Ale to jest naprawdę rzecz do przeskoczenia i kwestia indywidualnych upodobań.

"Przeproś"
Aleksander Kościów,
Muza 2008