DGP: Słyszę, że jedzie pan samochodem. Dokąd się pan wybiera?

Andrzej Stasiuk: Po prostu jeżdżę po mojej okolicy.
Co pan tam ciekawego widzi?
Stare śmieci, ale wciąż mi się podobają.
Reklama
Ciągle jest pan głodny widoków, doświadczeń. W wywiadzie rzece z Dorotą Wodecką („Życie to jednak strata jest”) mówił pan o obawie, że nie zdąży pan przeżyć wszystkiego, na co pan ma apetyt.
A kto się, k..., zdąży nażyć? O kim można tak powiedzieć?
Minęło sześć lat od tamtego wywiadu. Ta myśl cały czas siedzi panu w głowie?
Im się dłużej żyje, tym tego życia jest mniej (śmiech). Ale staram się. Walczę. Może z częścią tych rzeczy uda się jakoś zdążyć. Zobaczymy. Nie jestem najgorszej myśli.
A godzi się pan z przemijaniem? To w ogóle możliwe?
Pogodzenie się ze starością jest pewnie dobre, wygodniejsze. Nie ma co wierzgać. Ale nie przesadzajmy z tą starością. Czasami czuję, jakbym miał 20 lat, czasami - 80. Jednak z przewagą dwudziestu. Młodość jest względna. Widzę czasami młodych ludzi, którzy rodzą się starymi, i to budzi współczucie.
Co to znaczy, że rodzą się starymi?
Nie potrafią cieszyć się życiem. Są uwikłani w tę rzeczywistość lichwiarzy. Spełniają wymagania, odgrywają takie czy inne role. Współczesność jest okrutna dla nich. Ja w tym wieku robiłem to, co mi przyszło do głowy. Ale trzeba przyznać, że miałem łatwiej, bo to były inne czasy. Dziś rozpisane są gotowe role, w które się wchodzi. Musisz być tym lub tamtym. Nie udaje ci się - cierpisz z tego powodu, że nie potrafiłeś odegrać swojej.