Osiemnasty tom słynnej "Jeżycjady" to dowód na to, że na pierwszorzędną jakość prozy Małgorzaty Musierowicz czas nie ma żadnego wpływu.
Przyznam, że miałam długoletnią przerwę w czytaniu Małgorzaty Musierowicz, aby wreszcie do niej powrócić - nie jak na gumce, a jak na "Sprężynie". Powrotowi do dawnych lektur zazwyczaj towarzyszy strach przed rozczarowaniem - tak było i w tym przypadku. Zupełnie niepotrzebnie. Już kilka pierwszych stron powieści rozwiewa wszelkie obawy. Przygody rodziny Borejków po prostu nie mogą rozczarować. Co więcej, czytanie Musierowicz po latach cieszy chyba nawet bardziej niż kiedyś. Dopiero bowiem z perspektywy świadomego czytelnika można docenić kunszt narracyjny autorki - jej harmonijną, ciepłą jak świąteczne ciasto wizję świata, inteligentne poczucie humoru, zmysł obserwacji i zdolność tworzenia błyskotliwych dialogów.
Wszystkie te cechy ma nowa powieść popularnej autorki. Tytułową "Sprężyną", a ściślej sprężyną wydarzeń, jest wnuczka państwa Borejków, rudowłosa Łusia Pałys - fascynatka zawiłości mowy polskiej i najmądrzejszego na świecie pana polonisty. A o jakich wydarzeniach mowa? W rodzinie Borejków jak zwykle panuje istny cyrk. Córka Gabrysi, Laura, zwana Tygrysem, przeżywa wielką miłość, w czym spory udział ma róża "Nuit de young". Ignacy Grzegorz Stryba walczy ze swą niechęcią do przebywania na łonie natury, gdyż nie może pozwolić, aby nazywano go maminsynkiem... Ale w najnowszej książce Musierowicz jest i miejsce na małą katastrofę.
Trudno w paru lakonicznych zdaniach opisać fabułę powieści poznańskiej pisarki - bo i nie ona tu najważniejsza. Nieustająca miłość czytelników dorastających z Gabrysią, Idą i Pulpecją to pewnie zasługa niepowtarzalnej atmosfery tych książek - wizyta w domu rodziny Borejków poprawia samopoczucie lepiej niż miesiąc psychoterapii. O cenie nie wspominając. Choć od czasu wydania pierwszego tomu "Jeżycjady" - "Szóstej klepki" - minęło ponad 30 lat, Borejkowie się nie zmieniają. Oczywiście na świat przychodzą ich kolejne dzieci, wnuczęta, rodzina nieustannie się powiększa, a nastolatki, o których czytaliśmy, będąc ich rówieśniczkami, to już stateczne panie domu i mamy. Jednak uczucie, jakie wynosi się ze spotkania z szaloną rodzinką, jest od lat niezmienne - to jakbyśmy zjedli wyjątkowo dużą porcję pysznego czekoladowego budyniu (osoby kwestionujące walory smakowe tegoż deseru mogą wstawić w to miejsce dowolny przysmak).
Świat Musierowicz to rzeczywistość, w której nic nam nie grozi - katastrofy zostają zażegnane (w "Sprężynie" Łusia dowiaduje się, że nie zawsze dobrze brać sprawy w swoje ręce, ale przecież nie może na tym za bardzo ucierpieć), perypetie miłosne pozytywnie rozwiązane, smutki zakończone. W tym świecie bezpieczeństwo i ratunek ze wszelkich tarapatów zapewnia rodzina - wielopokoleniowa, zaludniona armią dziadków, babć, ciotek, wujów i wnuków. Taka, o której socjologowie piszą, że już nie istnieje. Cóż, dzięki Bogu istnieje u Musierowicz.
"Sprężyna",
Małgorzata Musierowicz
Akapit 2008