Piotr Kofta: Skąd potrzeba napisania książki, która nie ukrywa swojego autobiograficznego charakteru?

Gabriel Krauze: Już wówczas, gdy prowadziłem życie przedstawione w „Tu byli, tak stali”, miałem poczucie, że poruszam się w świecie, który pozostaje na różne sposoby nieopowiedziany. W pewnym momencie dotarło do mnie, że chcę jakoś zarejestrować te wydarzenia. Skądinąd wiadomo, że łatwiej jest zacząć pisać o tym, co się widziało, co się zna. Wielu moich ulubionych prozaików bazowało na faktach ze swojego życia. Hemingway jest jawnie autobiograficzny w większości swych utworów, podobnie choćby Babel. Ja nie planowałem napisać powieści autobiograficznej. Miałem po prostu do opowiedzenia historię, którą, jak myślałem, warto byłoby się podzielić. Moim celem, moją ofertą dla czytelnika była szczerość - chodzi o to, by odbiorca miał pewność, że tekst wziął się z osobistego doświadczenia. Że nie jest to dzieło wyobraźni, jakaś wymyślona, konceptualna narracja.
Literacki autentyzm ma teraz duże wzięcie.
Owszem, w świecie wydawniczym na Zachodzie mnóstwo dziś się mówi o poszukiwaniu prawdziwych głosów. Często jednak okazuje się, że chodzi raczej o to, by zagospodarować modne tematy. Ten autentyzm oznacza przeważnie dobre dopasowanie do rozmaitych aktualnościowych potrzeb wydawców. To takie chwytanie „ducha czasów”, na którym można zarobić, zaspokajając potrzeby publiczności, która lubi z bezpiecznego, komfortowego dystansu obserwować to perwersyjnie „autentyczne życie”. Moja książka nie pasuje do tego schematu, bywa dla czytelnika dotkliwie nieprzyjemna. Cóż, rzeczywistość często jest zjawiskiem raczej nieprzyjemnym.
Reklama
Ale pańskie pisanie miało także pewną wartość terapeutyczną.
Reklama
Powiedzmy, że katartyczną. Niektóre z wydarzeń, o których piszę, były naprawdę bolesne. Ale jest jeszcze coś: starałem się notować wiele spostrzeżeń na bieżąco, dzięki temu wiele rozmów przytaczam dokładnie w takim brzmieniu, w jakim się odbyły. Już wtedy wiedziałem, że napiszę tę książkę. I że nie da się po prostu zapamiętać rozmów w ich prawdziwym kształcie.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM WYDANIU MAGAZYNU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>

„Tu byli, tak stali”, debiutancka powieść Gabriela Krauzego, tworzącego po angielsku syna polskich emigrantów (jego ojcem jest znany grafik i rysownik Andrzej Krauze),wywołała spore poruszenie na brytyjskiej scenie literackiej: w 2020 r. znalazła się na długiej liście nominacji do nagrody Bookera. Owa powieść – otwarcie autobiograficzna, niemal dokumentalna, zapisana slangiem – traktuje o latach, gdy Krauze był członkiem młodzieżowego gangu na londyńskim blokowisku South Kilburn, o osobliwym podwójnym życiu (owszem, kradł i bił, ale jednocześnie studiował filologię angielską), o świecie, w którym liczy się nieustająca gotowość do walki. Siłą tej książki jest nie tylko zaskakujące połączenie języka ulicy i poetyckiej ekspresji, lecz także werystyczna, bezkompromisowa szczerość. No i fenomenalny przekładTomasza S. Gałązki.