Łukasz Orbitowski "Święty Wrocław"
Wydawnictwo Literackie 2009

p

„Święty Wrocław” nie jest łatwą i przyjemną lekturą. To opowieść niemal jednostajnie posępna, nie pozostawia nadziei na szczęśliwe zakończenie, ale jednocześnie fascynuje, chwyta za gardło i nie puszcza do ostatnich stron. Pierwszy rozdział nowej powieści Orbitowskiego to jeden z najbardziej przerażających kawałków w historii polskiej literatury fantastycznej.

Reklama

Oto na jednym z wrocławskich blokowisk mieszkańcy powoli wpadają w obłęd. Zaczynają zdrapywać tynk ze ścian, rozbierać swoje betonowe klatki na czynniki pierwsze, odsłaniając monumentalne, czarne osiedle. Nie wiadomo, czym jest ani dlaczego istnieje. Wiadomo jedynie, że nie pozwala ludziom odejść, zmieniając ich w bezwolne marionetki. W mieście powoli narasta paranoja, policja otacza demoniczne osiedle szczelnym kordonem, wokół zbierają się grupy pielgrzymów, szaleńców, hochsztaplerów i zrozpaczonych mieszkańców, których bliscy na zawsze zostali w murach blokowiska. W ogarniającym miasto chaosie dwóch mężczyzn – serdecznie się zresztą nienawidzących – szuka zaginionej dziewczyny, którą w piekło świętego Wrocławia wrzuciły zawistne koleżanki...

Orbitowski nie należy do pisarzy, którzy za wszelką cenę chcą zaszokować czytelników. W jego książkach nastrój jest ważniejszy od hektolitrów rozlanej krwi czy nagłych manifestacji sił nadprzyrodzonych. Dlatego sporo miejsca poświęca na nakreślenie charakterów, budowanie relacji między postaciami, drobiazgowe przedstawienie tła wydarzeń.

CZYTAJ: rozmowa DZIENNIKA z Łukaszem Orbitowskim >>>

„Święty Wrocław” zaczyna się i kończy mocnymi akordami, ale cała opowieść toczy się w niespiesznym rytmie mrocznej, apokaliptycznej ballady. Jej bohaterowie – straceńcy, desperaci i szaleni prorocy – choć z góry skazani na zagładę, zostają w pamięci długo po lekturze. Podobnie jak czarny cień świętego Wrocławia.