Dwa lata temu u brytyjskiego pisarza wykryto chorobę Alzheimera. Na razie w łagodnym stadium – na dodatek autor „Koloru magii” chętnie poddaje się wszelkiego rodzaju eksperymentalnym terapiom.

Nie chodzi mi wcale o to, że autor nie zdąży już niczego więcej napisać – mam nadzieję, że doczekamy się jeszcze co najmniej kilku odcinków „Świata Dysku” i być może paru powieści z tą serią nie związanych. Ale Pratchett, świadomy, że każda książka, którą pisze, może być ostatnią, postanowił udzielić czytelnikom jeszcze paru życiowych lekcji. I nie ma w tym taniego moralizatorstwa, nie ma mędrkowania z pozycji człowieka, który swoje przeżył i widział, więc może pouczać innych.

Reklama

Poznałem Terry’ego Pratchetta podczas jego wizyty w Polsce w 2004 roku. Opowiedział mi wówczas, czym według niego powinna być literatura dla młodzieży. „Kiedyś pisało się książki dla ściśle określonej grupy wiekowej, a to najgłupsza rzecz, jaką może zrobić pisarz. Cała istota bycia dzieckiem polega na tym, że się dojrzewa i staje dorosłym. Trzeba więc poszerzać ich wiedzę. Dzieci rozwijają się z prędkością światła, a jeśli możesz im w tym pomóc, to robisz naprawdę dużo”. „Nacja” jest tej teorii realizacją niemal perfekcyjną. Nie bez powodu w odautorskim komentarzu Pratchett zamieścił proste przesłanie: „Myślenie. Ta książka go wymaga”.

Powieść została mocno osadzona w fantastycznej rzeczywistości (akcja rozgrywa się we wszechświecie równoległym, gdzie tajemnicza zaraza i gigantyczny kataklizm mocno przetrzebiły ludzką populację), ale bardziej przypomina przygodową literaturę spod znaku Roberta Louisa Stevensona. Oto na tytułowej Nacji – maleńkiej wyspie zagubionej na Wielkim Południowym Oceanie Pelagialnym – przypadkiem spotyka się dwoje młodych, samotnych ludzi. Mau, jedyny ocalały z katastrofy mieszkaniec Nacji, który nie zdążył przejść rytuału wejścia w dorosłość, w swoim mniemaniu nie jest więc ani chłopcem, ani mężczyzną, oraz Daphne – trzynastoletnia dziewczyna, która jako jedyna przeżyła katastrofę okrętu „Słodka Judy”. Oboje będą musieli nauczyć się żyć na nowo, ze świadomością, że świat wokół nich zmienił się bezpowrotnie.

Reklama

Książka Pratchetta, mistrzowsko łącząca akcję, dramat, humor i nostalgię, jest przypowieścią o trudnej drodze do dorosłości, o bogacącym obie strony zderzeniu kultur, o miłości, odwadze i poświęceniu. Nie przynosi happy endu, jakiego można by oczekiwać, ale w tym także tkwi jej olbrzymia siła. Życie – zdaje się mówić Pratchett – nie jest nieustającą przygodą. To raczej wyboista droga, która prowadzi do kolejnych dramatów, upokorzeń i rozczarowań. Trzeba jednak żyć nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Jedynie w ten sposób można zachować godność, dumę i radość życia.

Pratchett łączy w swojej literaturze przeciwieństwa nie tylko po to, by stworzyć wiarygodną i fascynującą rzeczywistość. On nawet w książkach dla młodzieży mnoży wątpliwości, zadaje pytania, na które nie ma – bo być nie może – prostych odpowiedzi, szuka prawdy o naturze świata i ludzi. Stąd na fantastycznym Świecie Dysku magia zderza się z nauką (i to często potraktowaną bardzo serio). Stąd w prozie zdeklarowanego agnostyka wielką rolę odgrywają bogowie. Owszem, bogowie, w którym można wątpić, zachowują się bowiem dokładnie tak, jak ludzie – są zawistni, przebiegli, złośliwi, żądni krwi i władzy – ale jednak to oni rozstawiają pionki na szachownicy życia. Może czasami pytania zadawane przez Pratchetta są nieco naiwne, może tezy, które stawia i wnioski, które wyciąga są zbyt proste – ale są za to podstawą głębokiej, humanistycznej myśli. To w powieściach o Świecie Dysku Pratchett może rozliczać się z problemami „dorosłego” życia, zagłębiać się – z olbrzymią dawką humoru podszytego goryczą – w problemy, takie jak wojna, rewolucja, ksenofobia, fanatyzm religijny. W „Nacji” muszą wystarczyć proste prawdy, trafiające prosto do serc czytelników. „Nie chciałeś być wojownikiem?” – pyta Mau starego mieszkańca swojej wioski. „Nigdy. Wydanie na świat nowego człowieka zajmuje kobiecie dziewięć miesięcy. Po co marnować jej wysiłki?” – pada odpowiedź.

Jednak choć z upływem lat w pisarstwie Pratchetta pojawia się coraz więcej goryczy, rozczarowania światem, gasnącej nadziei, że ludzie są w porządku, jego książki wciąż pozostają doskonałą, ambitną rozrywką. „Najfajniesza w tworzeniu jest zabawa słowem, konwencjami. Piszę przecież po to, żeby się dobrze bawić” – powiedział Pratchett. Ale dodał jednocześnie, że rzeczywiście, w jego książkach znalazło się parę ważnych lekcji, choćby „te dotyczące tolerancji czy bardziej oczywiste, np. że lepiej być mądrym niż głupim”. „Nacja” jest być może najważniejszą lekcją, jakiej młodym czytelnikom Pratchett mógł udzielić.

"Nację" kupisz w sklepie LITERIA.pl >