Mniej więcej przed miesiącem na łamach internetowego „Dwutygodnika” ukazał się krytycznoliteracki esej „Czy bohater polskiej powieści kupił już sobie komputer?”. Autor, Adam Wrotz (pseudonim), stawia w nim mocną tezę – że „współczesna polska powieść jest jak lampa naftowa: niewątpliwie istnieje i może jakoś działa, ale wcale nie pasuje do 2023 r. Mając na uwadze uwarunkowania i przełomy XXI w., muszę to ująć wręcz tak: polska powieść jest nieuważna i bezużyteczna”.
Następnie Wrotz tę bezużyteczną polską powieść dzieli na dwa nurty: „prywatny” i „archaiczny”. Nurt „prywatny”, mówiąc w skrócie, skupia się na przeżyciach bohatera bądź bohaterki w ciasnych ramach jego/jej własnego świata, „to powieść o matkach, ojcach, nałogach, przemocy rodzinnej, nieudanych relacjach, braku zasobów emocjonalnych, toksyczności, eskapizmie i wpadaniu w błędne koła”. Nie ma tu „teoretyzowań, prądów intelektualnych, nieoczywistości psychologicznych, różnorodności bohaterów i szerszej panoramy społeczno-politycznej” – narzeka Wrotz. Nurt „archaiczny” z kolei wpatrzony jest w przeszłość, także mentalnie i poznawczo, „w tych swoich całkiem przepastnych, całkiem sprawnie zbudowanych i intrygujących światach przedstawionych (powieści archaiczne) nijak nie dotykają tematów świeżych, które przynosi nasza epoka, traktują za to o wątkach, problemach i przeświadczeniach, które już dawno rozpracowane zostały przez powieści XIX i XX w”. „Te powieści archaiczne mogą być konstrukcyjnym majstersztykiem, ale ciągle będą nimi rządzić, ujmując to hasłowo, reformacja, romantyzm, mit Galicji, nazizm, II wojna światowa, stalinizm itp., a nie to, co z nami zrobił internet i co z nami za chwilę zrobi sztuczna inteligencja” – powiada Wrotz, jakby zapomniał, że żyje w społeczeństwie, które wciąż w ogniu wojny kulturowej próbuje ustalić, jaka właściwie była jego przeszłość. Udaje się też autorowi przeoczyć przy okazji pokaźny dorobek współczesnej polskiej SF.
Idiotyczny postulat przywrócenia do życia posągowego, panoramicznego XIX-wiecznego realizmu w nowych dekoracjach pomijam w zasadzie milczeniem – kto chciałby to, u diabła, czytać, skoro ma współczesne seriale, znakomite odpowiedniki wielkiej powieści mieszczańskiej dawnych epok? Tak wyczekiwane przez Wrotza sztuczna inteligencja, globalne ocieplenie czy sharing economy i tak wedrą się, wraz ze zmianą pokoleniową, do świata „matek, ojców, nałogów i przemocy rodzinnej”, ale w sposób naturalny, jako niezbywalne elementy owego świata, nie zaś w ramach narzuconego odfajkowywania rekwizytów.