„Nomadland” Jessiki Bruder był w USA jedną z najważniejszych książek 2017 r. Filmowa adaptacja znakomitego reportażu zdobyła w tym roku trzy Oscary – za najlepszy film, najlepszą reżyserię i najlepszą główną rolę żeńską. Przed paroma dniami Bruder odebrała w Warszawie Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za najlepszą książkę non-fiction wydaną w Polsce w 2020 r. Wszystkie te honory oddano reportażowi, który wszechstronnie i z wielką empatią – ale bez sentymentów – opowiada o życiu ludzi wędrujących po Ameryce za pracą, ludzi, często już w dojrzałym wieku, którzy zdecydowali się porzucić domy, przenieść się do kampera czy przyczepy kempingowej i ruszyć w drogę. Stoją za tym ekonomiczne kalkulacje – ze skromnych świadczeń emerytalnych nie sposób wyżyć. Ale historii o grzechach amerykańskiej polityki społecznej u Bruder towarzyszy inna opowieść: rzecz o przyjaźni, wolności i nadziei.
Jak zaczęła się ta długa przygoda? Od artykułu dla „Harper's Magazine” w 2014 r.? Znalazłem tytuł: „The End of Retirement. When You Can't Afford to Stop Working” (Koniec ery emerytur. Kiedy nie stać cię na to, żeby przestać pracować).
Tak, przygotowując ten reportaż spędziłam dwa styczniowe tygodnie 2014 r. w namiocie w Quartzsite w Arizonie i spotykałam się z ludźmi, którzy przez całą resztę roku jeżdżą po kraju za pracą. Styczeń to czas, kiedy różne okazjonalne zatrudnienia się kończą, a wędrowcy zjawiają się w Arizonie, na pustyni Sonora, żeby obozować. Tu jest tanio i ciepło.
Reklama
Co sprawiło, że została pani przy tych ludziach i tym temacie?
Reklama
Kiedy zbierałam materiały do reportażu i kiedy go pisałam, pojawiało mi się w głowie mnóstwo pytań, które, czułam to, nie znajdują odpowiedzi w takiej relatywnie krótkiej formie. Jeśli człowiek zajmuje się pisaniem non-fiction, świat staje się w pewnym sensie jego lekturą. Czytasz świat i – tak samo, jak przy czytaniu powieści – chcesz wiedzieć, co będzie dalej. Rozwijanie tego artykułu w książkę sprawiało mi ogromnie dużo przyjemności, zwłaszcza że mogłam skorzystać z techniki, którą nazywamy „immersion journalism” (dziennikarstwem uczestniczącym): zamiast spotykać się z kimś na krótko, na jedną rozmowę, w jakimś neutralnym otoczeniu...