Alejandro Amenabar zapowiadał się jako zręczny spec od thrillerów i horrorów z ambicjami. Najpierw "Teza", potem "Otwórz oczy" przerobione później na hollywoodzką wersję, wreszcie "Inni" dowodziły jego warsztatowej sprawności, samoświadomości w żonglowaniu ogranymi środkami i przerabianiu ich na własną modłę. Już jednak oscarowe "W stronę morza" (2004) - opowiedziany prostymi środkami dramat człowieka walczącego o prawo do własnej śmierci - dowiodło, że Amenabar to ktoś więcej niż tylko sprawny kopista. Mało kto się jednak spodziewał, że reżyser w kolejnym filmie sięgnie do historii antycznej i za dość spory jak na Europę budżet 50 mln euro zrobi widowisko łączące hollywoodzki rozmach z przełamującymi stereotypy treściami.
Akcja "Agory" rozgrywa się w Aleksandrii w IV wieku naszej ery. Główna bohaterka, uprawiająca filozofię i astronomię Hypatia (znakomita Rachel Weisz), jest postacią historyczną. Kształcił ją ojciec - Teon z Aleksandrii, wyznawała neoplatonizm, prowadziła badania matematyczne i astronomiczne, prawdopodobnie wynalazła astrolabium, a wobec religijnych sporów starała się zachować neutralność.
Już od pierwszych scen Amenabar przełamuje tradycyjne toposy kina sięgającego do antycznej historii. Oto w Bibliotece Aleksandryjskiej, skupiającej całą mądrość starożytności, Hypatia uczy i próbuje pojąć prawa, którymi rządzi się Układ Słoneczny. W mieście narasta konflikt między chrześcijanami, Żydami i wyznawcami egipskich bogów. Topos chrześcijan rzucanych lwom na pożarcie przejęty z "Quo vadis", a potem po wielokroć powielany, zostaje zastąpiony wizerunkiem innym. Moment historyczny jest o krok późniejszy, etos chrześcijański zwycięża, sięga po polityczny triumf. Chrześcijanie nie są już ofiarami - są barbarzyńcami, fanatyczną masą palącą bibliotekę z okrzykiem "Alleluja", dokonują pogromu Żydów, nawracają terrorem i mieczem.
Amenabar podkreślał, że nie chodziło mu o atak na chrześcijaństwo, ale o uniwersalny obraz mechanizmów bezsensownej, niszczycielskiej przemocy, religijnego fanatyzmu, żywotności najbardziej pierwotnych instynktów, których nie zdołał do końca okiełznać żaden system wartości. Faktycznie, gdyby zmienić dekoracje i w miejsce chrześcijańskich parabolan podstawić komunistycznych ideologów rewolucji październikowej, nie tak wiele trzeba by w scenariuszu "Agory" zmienić, by uzyskać ekstrakt odwiecznych mechanizmów rządzących każdym rewolucyjnym przewrotem i każdą religijną wojną. Amenabar dekonstruuje owe mechanizmy precyzyjnie. Nikogo nie oszczędza. Chrześcijanie owszem, są agresywni, ale i mordowani przez nich Żydzi dopuszczają się prowokacji. Z kolei kapłani starych bóstw, a nawet oświeceni filozofowie, grzeszą pychą i podżegają wyznawców do nienawiści. Uruchomiona spirala zła wydaje owoc rządzy krwi niezależnie od tego, jaką kto wyznaje religię. Ludzie zawsze lubili, lubią i będą lubili się wyrzynać i zawsze znajdzie się jakaś idea, która da im ku temu sankcję - zdaje się mówić Amenabar.
Czytaj dalej >>>
Jakkolwiek by się jednak tłumaczył, jakby się nie starał wyważać racji, trudno "Agory" nie uznać za film jakoś antychrześcijański. Tyle że jest to inteligentne, choć trącące populizmem studium skutków obskuranckiego dogmatyzmu, który zatrzymał świat w miejscu na 1500 lat. Hypatia jest o krok od odkrycia tego, co Kopernik ogłosi w "O obrotach sfer niebieskich". Dla wyznawczyni nauki, głosicielki tolerancji nie ma miejsca w świecie, w którym pali się dzieła Platona. Jej wierni uczniowie muszą ją porzucić. Orestes, który oportunistycznie przyjął chrześcijaństwo, nie może słuchać kobiety, bo to skaże go na klęskę z podżegającym tłum do linczu Cyrylem. Inny uczeń - biskup Cyreny Synesius - choć oświecony, odrzuca terror Cyryla, nie może akceptować jej nauk, bo tego zakazuje pismo. "Ty nie możesz wątpić, ja muszę" - mówi mu Hypatia. To wina chrześcijańskiej głupoty, że cały dorobek antyku został zaprzepaszczony, to chrześcijanie wykreowali antysemickie stereotypy, i to chrześcijanie wreszcie związali kobietę na wieki patriarchalnym łańcuchem podległości. W starym świecie było miejsce dla feminizmu, racjonalizmu i wolności, dopóki nie zmiótł go z powierzchni ziemi fanatyzm.
Amenabar fanatyzm uniwersalizuje, odrywa od historycznego i religijnego kontekstu, ale zarazem przemyca analogie ze współczesnością. Obraz chrześcijan z "Agory" łatwo jednoznacznie skojarzyć z islamem. Ale nie chodzi o sianie antyislamskiej fobii, raczej podważenie liberalnego przekonania, że wszystko da się zglobalizować, ideologicznie zaorać, że dziś nad fanatykami mordującymi w imię religii da się utrzymać kontrolę. Analogia to nieco demagogiczna, ale trafiająca w sedno dzisiejszej wojny z terroryzmem. Dogmaty się zmieniły, fanatyzm pozostał taki sam. "Agora" broni się jako być może najmądrzejszy i najodważniejszy film polityczny ostatnich lat, lepiej tłumaczący mechanizmy rzeczywistości niż kino podejmujące takie próby wprost. Sprawdza się też jako widowisko.
p