Hitchcokowskim trzęsieniem ziemi był bez wątpienia debiut trzeciej części "Spider-Mana", który tylko w pierwszy weekend dystrybucji zarobił 148 mln dol. w USA i 375 mln dol. na całym świecie, bijąc ubiegłoroczny rekord drugiej części "Piratów z Karaibów" (135 mln dol. w USA). Film może zarobić nawet miliard dolarów, zwracając z nawiązką koszty produkcji (260 mln dol.) oraz wydatki na promocję (120 mln dol.).

Sony już myśli o kolejnym, czwartym Spider-Manie, ale zanim do tego dojdzie, widzowie na całym świecie będą mieli w tym roku okazję oglądać po raz kolejny bohaterów znanych z filmów z poprzednich lat. Bo Hollywood w tym roku postanowiło postawić na kontynuacje kasowych hitów z przeszłości.

Po takim sukcesie, jaki odniósł "Spider-Man 3", który pobił rekord debiutu w 26 krajach świata, inni producenci rozsądnie postanowili poczekać. Dopiero za dwa tygodnie na ekranach pojawi się kolejny superhit - wyprodukowany przez DreamWorks Animation "Shrek the Third". W kolejny weekend na ekranach pojawi się następny sequel, tym razem Disneya - "Piraci z Karaibów - na krańcach świata". I tak do końca wakacji - co tydzień startować będzie przynajmniej jeden kasowy pewniak.

Amerykanie chodzą do kin przede wszystkim od maja do końca sierpnia, a czteromiesięczny sezon powinien przynieść rekordowe wpływy ze sprzedaży biletów.

"To powinno być pierwsze lato, w którym dochody kin przekroczą 4 miliardy dolarów" - mówi o amerykańskim rynku Paul Dergarabedian, prezes firmy Media by Numbers. "Powinniśmy dzięki temu przekroczyć 10 miliardów dolarów w całym 2007 roku. Jeszcze dwa lata temu taki wynik był zupełnie nie do wyobrażenia" - dodaje. Frekwencja w kinach w tym roku była wysoka i bez "Spider-Mana 3". W porównaniu z ubiegłym rokiem przychody kin są dziś wyższe o 6 procent niż w 2006 r., a frekwencja wzrosła o 3,6 proc.

Wielkie studia filmowe stawiają tego lata na kasowe pewniaki. Frekwencję w kinach mają zapewnić przede wszystkim kontynuacje hitów z minionych lat. W tym roku na ekrany wejdzie co najmniej tuzin tzw. sequels. Oprócz "Spider-mana", "Piratów z Karaibów" i "Shreka 3" widzowie obejrzą piątą już ekranizację przygód Harrego Pottera, "Ocean 13" (kontynuacja "Ocean 11" i "Ocean 12").

Wielbiciele powieści Ludluma będą mogli oglądać Matta Damona w "Ultimatum Bourne’a". Na ekranach pojawi się też kolejna część "Szklanej pułapki" z Bruce’em Willisem - "Live Free or Die Hard", sequel do "Bruce’a wszechmogącego" z Jimmim Carreyem w roli głównej oraz "Rush Hour 3" z Jackie Chanem i Chrisem Tuckerem.

Strategia stawiania na kontynuacje może się jednak okazać ryzykowna dla producentów - ostrzega David Ansen, krytyk filmowy amerykańskiego "Newsweeka". Zbyt wiele rozpoznawalnych filmów będzie miało premiery w tym samym czasie. Może się okazać, że kilku kontynuacji nikt nie będzie chciał oglądać i producenci będą musieli połykać tę żabę.

A inwestycje były spore. Na przykład "Evan Almighty" (kontynuacja "Bruce’a wszechmogącego") kosztował producentów 175 mln dol. i jest jedną z najdroższych komedii w historii światowego kina. Odzyskanie tych pieniędzy w warunkach ostrej walki o widza wcale nie będzie łatwe. Z zestawienia "USA Today" wynika, że w od 1990 r. aż 81 proc. trzecich części filmowego cyklu i 76 proc. drugich części (sequele) zarabiało po uwzględnieniu inflacji mniej pieniędzy od oryginalnych tytułów.

Jedynie kolejne odcinki "Władcy pierścieni" przynosiły więcej pieniędzy od swoich poprzedników. Mimo to studia chętnie stawiają na sequele, ponieważ przynoszą one zupełnie przyzwoite i co najważniejsze, pewniejsze pieniądze od zupełnie nowych tytułów, które mogą przejść zupełnie niezauważone. W tym roku kandydatami do superhitów są także oryginalne produkcje, takie jak musical z Johnem Travoltą "Hairspray", czy przeznaczeni dla młodej widowni "Transformers". Żaden z nich nie ma jednak szans dorównania przy kasie człowiekowi-pająkowi, piratom oraz czarodziejom z Hogwartu.

















Reklama