Na wystawie pokazano prawie 20 szkiców i dwa wielkoformatowe obrazy Dwurnika: "Bitwę pod Grunwaldem" oraz "Hołd Pruski". Ten ostatni zawisł naprzeciw słynnego dzieła Jana Matejki o tym samym tytule.

Jak podkreślają organizatorzy, prowokacyjna konfrontacja tych dzieł jest zamierzeniem jak najbardziej celowym. Wystawa ma w świadomości odbiorców na powrót połączyć "niesłusznie rozłączone" czyli "dawne" z "nowym". I jednocześnie pokazać, że współczesna sztuka jest kontynuacją swej poprzedniczki.

Reklama

"Otwieramy wystawę wyjątkową, bo pierwszy raz zdarzyło się, że Wawel zaprosił sztukę współczesną i pozwolił jej na konfrontację z pewną świętością, która w tym miejscu jest przekazywana" - powiedziała kurator wystawy i zarazem szefowa Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie, Maria Anna Potocka.



"Nie przez przypadek też artystą wybranym do tej konfrontacji jest Edward Dwurnik, który od wielu lat zajmuje się problemem historii w swojej sztuce. Namalował kilkaset obrazów historycznych i wykonał kilka tysięcy rysunków. To jest historia przetwarzana i pokazywana w sposób emocjonalny, walcząca z narzucanym obrazem historii" - zaznaczyła.

Zaprezentowana na Wawelu "Bitwa pod Grunwaldem" Dwurnika przedstawia skłębiony w walce i zwykłych przepychankach tłum współczesnych i dawnych postaci. Według artysty, obraz stanowi odniesienie do chaosu panującego w życiu społecznym i politycznym Polaków. Praca o wymiarach 2,7 na 4,5 m jest utrzymana w barwach niebieskich, które Dwurnik odkrył dla siebie w czasach stanu wojennego, gdy farb innego koloru nie mógł zdobyć.

Podobna kolorystyka dominuje w "Hołdzie Pruskim" (2,5 na 4,5 m). Artysta namalował grupę stojących na podwyższeniu pseudokibiców, którzy sikają na tłum ludzi, wyposażonych przez malarza w elementy niemieckiego umundurowania i symboliki. Widać tam m.in. pruską pikielhaubę, znany z obydwu wojen światowych charakterystyczny hełm z kryzą i swastykę.

Reklama



"To jest pewna satysfakcja, że mogłem namalować naszych sąsiadów, którzy klęczą przed kibolami, a kibole są strasznie szczęśliwi. Jest też i Stańczyk. A tu znów mamy elementy współczesne, takie jak Małysz. Jest oczywiście papież, bo jak bez papieża? Nie da rady " - mówił artysta objaśniając dziennikarzom treść dzieła.

"Jestem szczęśliwy, że zaistniałem w tych salach. To jak zwieńczenie mojej drogi twórczej. Bardzo dziękuję, że mieliście państwo ten gest i odwagę" - powiedział Dwurnik zwracając się do wicedyrektora Zamku Królewskiego na Wawelu, Jerzego T. Petrusa.

Potocka uznała, że Wawel jest świetnym miejscem do pokazywania sztuki współczesnej, m.in. dlatego, że najmniej się jej tam spodziewamy. "Dobre miejsce to takie, które przydaje sztuce siły, wyrazistości przekazu i skupienia na tym, co się dzieje. Rzeczy w miejscu, w którym się ich spodziewamy, są znacznie cichsze w przekazie niż tutaj, gdzie te obrazy mają wygłos na granicy krzyku. Wawel jest fenomenalnym miejscem dla tej wystawy" - oceniła.



Obydwa obrazy są już sprzedane. Dwurnik ma nadzieję, że za rok pojawią się w Berlinie obok "Hołdu Pruskiego" Matejki na wystawie "Tysiąc lat sąsiedztwa".

Edward Dwurnik (ur. 1943 r. w Radzyminie) uprawia malarstwo, rysunek i grafikę. Tworzy rozbudowane cykle malarskie. Za obrazy powstałe w stanie wojennym otrzymał Nagrodę Kulturalną podziemnej "Solidarności". Słynie z prowokowania gustów publiczności i krytyki oraz pracowitości - jest autorem kilku tysięcy obrazów. Mieszka i pracuje w Warszawie.

Wystawa, zorganizowana przez Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie i Zamek Królewski na Wawelu, potrwa do 17 stycznia.