Aż trudno uwierzyć, że debiutancką powieść Goldinga odrzuciło aż piętnastu wydawców. Ostatecznie ukazała się w 1954 roku i choć początkowo nie wzbudziła wielkiego zainteresowania, wkrótce stała się bestsellerem i jedną z najpopularniejszych powieści przełomu lat 50. i 60.

Reklama

Na pacyficznej wyspie rozbił się samolot, przewożący chłopców uciekających z ogarniętej wojną Europy. Nie ocalał żaden dorosły, dzieci organizują więc sobie życie na wyspie. Na przywódcę wybrały Ralfa, jednego ze starszych chłopców. Wybory były jawne i demokratyczne, zupełnie jak w społeczności dorosłych. I tak jak w świecie dorosłych był również przegrany - Jack, chłopiec o sporych ambicjach. W cieniu pozostał Prosiaczek, bez wątpienia najrozsądniejszy mieszkaniec wyspy, ze względu na swoją tuszę skazany jednak przez resztę społeczności na wieczne drwiny.

Tak zaczyna się wielopłaszczyznowa, alegoryczna powieść Goldinga. Klęska dziecięcej demokracji na wyspie, demokracji, nad którą nie ma kontroli, to tylko pierwszy krok do upadku, który ma nastąpić później. Golding nie krył, iż staje w opozycji do popularnych teorii Jana Jakuba Rousseau. "Władca much" miał zaprzeczyć tezie o dobrej naturze człowieka. Zagubieni na wyspie chłopcy dość szybko dzielą się na dwie frakcje. Są wojownicy i ci drudzy, budujący szałasy, dbający o podtrzymywanie ognia, racjonaliści. Ich jest jednak coraz mniej, wielu woli przejść na stronę plemienia myśliwych stworzonego przez Jacka.

Duże znaczenie ma tu fakt, że mowa właśnie o dzieciach, które nie są jeszcze zepsute. Na wyspie poddane są one wedle idei Rousseau negatywnemu wychowaniu. Nikt im niczego nie narzuca, nie wywiera na nie zewnętrznego wpływu. Według XVIII-wiecznego filozofa dopiero w takiej sytuacji powinny osiągnąć stan prawdziwego społeczeństwa. U Goldinga staje się coś wręcz odwrotnego. Członkowie plemienia Jacka zaczynają się zachowywać niczym zwierzęta. Z zabijania czynią rytuał, z jedzenia mięsa święto, wkrótce ma się również rozpocząć polowanie na inne dzieci.

Umieszczenie akcji powieści na wyspie dawało Goldingowi wielkie możliwości. Można było stworzyć na niej nową autonomiczną rzeczywistość, odciętą od realnego świata. Wyspa legitymizowała wszelkie literackie działania, odległa i niezbadana pozwalała na umieszczenie na niej bezkarnie każdego wymysłu twórcy. Tylko tak Golding mógł w przekonujący i wiarygodny sposób pokazać próbę budowy nowej społeczności złożonej z samych dzieci.

Powieść Goldinga jest również odpowiedzią na napisaną przez Szkota R. M. Ballantyne'a "Koralową wyspę", na której także wylądowali chłopcy bez opieki dorosłych. Prowadzili tam jednak iście sielankowe życie. Aby uwidocznić nawiązania, Golding wykorzystał nawet imiona stworzonych przez Ballantyne'a bohaterów. Wszystko po to, aby odnieść się do rasistowskich teorii ukrytych w "Koralowej wyspie".

Ballantyne zło jednoznacznie utożsamiał z byciem czarnym. Tym tropem poszedł też autor "Władcy much", postanawiając rozprawić się z rasizmem w sposób ironiczny. Posłużyło mu do tego celu wymalowane na ciemne barwy plemię wojowników, o których Prosiaczek mówił: "zgraja farbowanych czarnuchów". W późniejszych wydaniach książki słowo "czarnuch" zamieniono na "dzikus", przez co antyrasistowski wymiar powieści stracił na sile.

Reklama

Tytuł "Władca much" został przetłumaczony z hebrajskiego Baal-Zevuv, czyli Belzebub. W powieści nie pojawia się dosłownie, staje się postacią alegoryczną uosabiającą siłę zła. Władca Much to wymyślony przez dzieci stwór, któremu w darze składają łby upolowanych świń. Simonowi - jedynej osobie, która odkryje, kim naprawdę jest ów osobnik - przyjdzie ponieść przypadkową śmierć z rąk kolegów. Oszaleli ze strachu wezmą swojego towarzysza za rzeczywistego Władcę Much.

Golding pokazuje, jak silną władzę nad człowiekiem ma strach, pierwotny instynkt, którego nie da się uspokoić. Zresztą to nie jedyny instynkt, którym kierują się młodzieńcy. Autor sugeruje, że ludzie pozbawieni cywilizacji zatracają się zupełnie w swoim człowieczeństwie. To instynkt przecież każe im się podporządkować silniejszemu, temu, który dostarczy pożywienie. Reszta przestaje się liczyć.

Bohaterowie przestają nawet myśleć o powrocie do poprzedniego życia, do swoich domów i rodziców. Nie ma już kto pilnować ognia, sygnału dla statków, które mogłyby przynieść ratunek. Z tak ponurą wizją człowieczeństwa nie trzeba się zgadzać, mimo to wciągająca fabuła "Władcy much" gwarantuje, że nawet zwolennik tezy o dobru ludzkiej natury nie odłoży powieści. Wątki przygodowe nie zostały bowiem przygniecione przez ciężar podejmowanej przez Goldinga tematyki.

Bez "Władcy much" brytyjski pisarz nie otrzymałby z pewnością nagrody Nobla. To właśnie tej powieści Lars Gyllensten, sekretarz szwedzkiej Akademii, poświęcił niemal połowę mowy uzasadniającej przyznanie wyróżnienia Goldingowi. Podkreślił, że właśnie ta książka zapoczątkowała charakterystyczny styl pisania Brytyjczyka, dzięki któremu jego książki stały się "rozrywkowe a zarazem ekscytujące. Mogą być czytane z wielką przyjemnością, bez wysiłku i angażowania ogromnej wiedzy oraz przenikliwości. Mimo tego wzbudzają zainteresowanie naukowców, pisarzy i innych interpretatorów, którzy poszukują i odnajdują w nich pokłady wieloznaczności i złożoności".

Lars Gyllensten miał bez wątpienia na myśli znakomite powieści, takie jak "Spadkobiercy" (1955) i "Chytrus" (1956), a także późniejszą "Wieżę" (1964) oraz uhonorowane w 1980 roku Bookerem "Rytuały morza" - książkę, która zapoczątkowała "Trylogię morską" i obok "Władcy much" stała się niepodważalnie najważniejszym dokonaniem Goldinga. Nie był on jednak autorem, który na swym koncie miał jedynie literackie perełki. Zdarzały mu się spektakularne wpadki, jak wydani wkrótce po Noblu, zmiażdżeni przez krytykę quasi-biograficzni "Papierowi ludzie". Zabrakło w nich wszystkiego, co począwszy od znakomitego debiutu stanowiło o jakości jego książek.

Dziś aż trudno uwierzyć, że mało brakowało, a pierwsza powieść skończyłaby na dnie szuflady Goldinga. Odrzuciło ją aż piętnastu wydawców. Dziś już na stałe weszła nie tylko do historii literatury, ale i odbiła swoje piętno na szeroko rozumianej popkulturze. Na podstawie powieści powstały dwa filmy: znakomity Petera Brooka z 1963 roku oraz znacznie słabszy obraz Harry’ego Hooka z 1990 roku. Wątki powieści Goldinga pojawiły się w kilku odcinkach kreskówki "Simpsonowie", zainspirowały twórców popularnej mangi "Infinite Ryvius", a heavymetalowy zespół Iron Maiden napisał piosenkę "The Lord of the Flies".

"Władca much" stał się również podstawą jednego z najpopularniejszego na świecie reality show "Survivor" (w polskiej wersji "Wyprawa Robinson"), w którym dwa wrogie plemiona rywalizowały na bezludnej wyspie o ogień, jedzenie i pieniądze. To straszne spłaszczenie przesłania "Władcy much", jednak nawet w tym programie mogliśmy na własne oczy obserwować, jak dużo prawdy kryje się w tezach pisarza. Prawdy aktualnej również wtedy, gdy na wyspie umieści się nie dzieci lecz dorosłych ludzi śledzonych przez wścibskie kamery, a porządku pilnować będzie gwardia ukrytych w lesie ochroniarzy.