Filmy, performance, spektakle parateatralne opowiadają o wchodzeniu artystki w wymarzone przez nią role. Kozyra staje się diwą operową, drag queen, a nawet Królewną Śnieżką - postaciami ze świata baśni, sztuki i wyobraźni. To świat konwencji, pozy, nierzadko kiczu.

Reklama

Ta podróż w sferę marzeń nie odbywa w samotności. Towarzyszą jej dwie inne osoby - Gloria Viagra i Maestro. Kozyra jest zarówno aktorem, jak i reżyserem, ale to one pomagają wcielać się artystce w różne role, doradzają, w razie potrzeby strofują, ale też chwalą. Maestro, czyli Grzegorz Pitułej, uczy artystkę śpiewać, wykonywać wyrafinowane arie, ale też zachowywać się jak prawdziwa diwa operowa. I chociaż przez cały czas jest amatorką, to możemy obserwować powolne wchodzenie w rolę, pokonywanie kolejnych ograniczeń. Gloria, berliński transwestyta uznawany przez artystkę za wzór "prawdziwej kobiecości", współkreuje figury ponętnych uwodzicielek. W pracach wprowadzających do wystawy ("Non so piu", "Kwadrans") można podglądać ten proces tworzenia nowych postaci: lekcje śpiewu, przybierania póz wielkich śpiewaczek (nie przypadkiem pojawia się zdjęcie Marii Callas), ale też podglądać Glorię, jej sposób zachowania, poruszania się. Wreszcie staje przed nami Koryza-diwa operowa, Kozyra-drag queen. Już tylko krok do realizacji marzeń.

W Wiedniu przy okazji otwarcia wystawy "Teatr niemożliwy" artystka wyśpiewuje arię Królowej Nocy z "Czarodziejskiego fletu" Mozarta ("Koncert na fasadzie"). Na urodzinach Glorii pojawia się na scenie w klubie upozowana na drag queen i wykonuje striptiz ("W hołdzie Glorii Viagrze"). Po ulicach małego toskańskiego miasteczka Pelago mężczyźni niosą figurę przypominającą Madonnę, ale o twarzy Kozyry. Gdy wreszcie ta dziwna procesja dotrze na wzgórze nad miastem, pojawia się sama artystka w ostrym makijażu i wieczorowej sukni. Efektowna i krzykliwa niczym dawna kokota wykonuje arię Mozarta ("Madonna z Pelago"). Pojawia się wraz ze swoją nauczycielką Glorią Viagrą na otwarciu wystawy ("Piękno"). Widzimy dwa klony, identyczne w stroju, makijażu, ruchach, gestach. Artystka nierozpoznana pozuje do zdjęć i udziela wywiadów. Transformacja stała się tak doskonała, że niemal ginie postać samej Kozyry.

Role często się zmieniają. Granice zdają się łatwe do przekroczenia. Kozyra żongluje figurami, raz jest ponętną kobietą, by po chwili stać się mężczyzną i ponownie wrócić do swej kobiecej postaci, ale o nieco chłopięcym wyglądzie. Płeć przestaje być ograniczeniem. Jest tylko kreacją, kulturowym konstruktem, ale pamiętajmy, pozostajemy w świecie sztuki. Wszystko jest tu umowne, sztuczne. Pozostają jednak lęk, strach przed kompromitacją, o czym przypomina performance "Koszmar". Nieudolna śpiewaczka próbuje wykonać na scenie popisową arię. Stara się, ale nie pamięta tekstu, nieznośnie fałszuje. Publiczność ją ignoruje. Mimo tłumu osamotniona, wreszcie zostaje zastąpiona przez bardziej uzdolnioną koleżankę. Sama płonie na stosie. Marzenie zamienia się w senny koszmar.

Wiele na tej wystawie skrajności: piękno stoi bardzo blisko brzydoty, mistrzostwo obok amatorszczyzny, wzniosłość obok komizmu. Kozyra sięga do pseudo-barokowych form, jak w rozbudowanym, quasi-teatralnym performance "Il castrato", do romantycznych wyobrażeń, do podejrzanej estetyki przełomu XIX i XX w. Jednak w tym świecie nie brak smutku, nawet jeżeli odgrywany jest aż nadto teatralnie. W "Diva. Reinkarnacja" zostaje wniesiona wielka klatka. Jest w niej zamknięta naga kobieta. To Kozyra. Artystka wykonuje dla publiczności arię Olimpii z "Opowieści Hoffmana" Jacques’a Offenbacha. Słuchamy pieśni, której doskonałość jest niszczona przez trud, z jakim jest wykonywana, fałsze, pomyłki, ale też odstręczającą cielesność. Świat miłujący wyrafinowanie, piękno i doskonałość został poddany bardzo bolesnej próbie, ale Kozyrze udało się w tej pracy, podobnie jak niektórym dzisiejszym reżyserom dokonującym wiwisekcji dzieł Mozarta czy Pucciniego, odrzeć operę z nieznośnego blichtru. To chyba najbardziej przejmująca praca pokazana na wystawie w Arsenale.

Mogą zaskakiwać te wyprawy artystki w świat opery, ale też do klubów gejowskich z występami drag queen. Katarzyna Kozyra nie tak dawno szokowała i wzbudzała wielkie emocje. Wokół jest prac toczyły się burzliwe dyskusje medialne. Dziś jej twórczość wyciszyła się, zgubiła ostry pazur. Nawet jeżeli artystka porusza drażliwe kwestie, jak odmienność seksualna, zostaje to osłabione przerafinowaną estetyką prac tak bliskich dziełom mistrzów campu, sztuki będącej pochwałą sztuczności. Nie znajdziemy tu dobitnego mówienia wprost o sprawach trudnych. Już wcześniej artystka nicowała świat sztuki, odwoływała się do wyobrażeń dobrze znanych, jak w "Olimpii", w której naga, wymęczona chorobą przybierała pozę z głośnego obrazu Maneta, czy w "Święcie wiosny", gdy ożywiała zniszczone ciała starców w rytm muzyki Igora Strawińskiego. Jednak w tamtych pracach przeszłość stawała się narzędziem pozwalającym na ujawnienie dzisiejszych problemów. Dzisiaj raczej służy ich ukryciu, a przynajmniej przedstawieniu ich w mniej kontrowersyjny sposób.

Sztuka pozwala realizować marzenia. Jednak tylko niektóre. Przekonała się o tym sama artystka, kiedy wraz z grupą karzełków przebranych w bawarskie stroje jako The Midget Gallery próbowała wziąć udział w najbardziej modnych imprezach poświęconych sztuce współczesnej. O ile było to możliwe w przypadku instytucji artystycznych, to udział w targach sztuki okazał się trudniejszy, a ze słynnych Frieze Art Fair zostali po prostu wyrzuceni. Nie było tam miejsca na dziwaków. Sen się skończył.

Katarzyna Kozyra, W sztuce marzenia stają się rzeczywistością, Galeria Arsenał, Białystok, wystawa czynna do 20 stycznia 2008