W ubiegłym roku pierwsza trójka amerykańskiego box office’u ("Spider-Man 3", "Shrek Trzeci" oraz "Transformers") zarobiła w samych Stanach Zjednoczonych miliard dolarów (na całym świecie - blisko 2,5 mld). Tegoroczne wyniki mogą być lepsze, bowiem co najmniej cztery obrazy mogą z powodzeniem walczyć o miano "najbardziej oczekiwanego filmu roku". Jednak bezdyskusyjnie tytuł ten należy się najnowszej produkcji Stevena Spielberga: "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki". Premiera już 22 maja.
Najsłynniejszy archeolog w historii popkultury wraca na ekrany po blisko dwudziestu latach przerwy. Poprzednim filmem cyklu był "Indiana Jones i ostatnia krucjata" nakręcony w 1989 roku. Od co najmniej piętnastu lat trwały prace nad scenariuszem. Reżyser Steven Spielberg i producent George Lucas wciąż odrzucali kolejne wersje (pisane m.in. przez M. Nighta Shyamalana i Franka Darabonta) fabuły. W tym czasie Indiana Jones stał się bohaterem serialu telewizyjnego, gier komputerowych i niezliczonych komiksów. Jednak w ubiegłym roku ogłoszono oficjalnie: słynny archeolog pojawi się w kolejnym filmie.
Szczegóły scenariusza trzymane są w ścisłej tajemnicy, a producenci filmu z aptekarską dokładnością dawkują informacje na temat filmu. Wiadomo jednak, że akcja będzie się toczyć w 1957 roku, a Indiana Jones stoczy walkę o tytułową Kryształową Czaszkę z bezwzględną agentką sowieckiego wywiadu. W obsadzie filmu roi się od gwiazd: wspomnianą wysłanniczkę KGB zagra australijska aktorka i laureatka Oscara Cate Blanchett, w filmie pojawi się również John Hurt, Jim Broadbent i młoda nadzieja Hollywood Shia LaBeouf ("Transformers"). Zaś tytułową rolę zagra oczywiście Harrison Ford, który w Indianę Jonesa wcieli się w kinie po raz czwarty. - Indy stał się mądrzejszy i sprytniejszy, ale jednocześnie pokazuje się widzom z innej strony - powiedział Ford w jednym z wywiadów. - Teraz musi zmagać się z własnym wiekiem i słabościami. Ale widzowie to lubią: on jest postacią z krwi i kości, a nie obdarzonym supermocami bohaterem.
Być może powrót do najsłynniejszej - obok Hana Solo z "Gwiezdnych wojen" - roli pomoże Fordowi odbudować słabnącą od paru lat pozycję w Hollywood. Finansowy sukces filmu jest bowiem gwarantowany. Poprzednie odsłony cyklu o Indianie Jonesie przyniosły blisko 1,2 miliarda dolarów. Część czwarta z pewnością przebije zyski poprzedniczek. Atmosfera przed premierą jest podgrzewana bardzo starannie. A to studio z dumą zaprezentuje pierwszy oficjalny plakat do filmu, a to znowu opublikuje kilka zdjęć z planu. Kolejni giganci rynkowi angażują się w promocję "Indiany Jonesa", licząc na dodatkowy zysk przy okazji premiery. Duńska firma Lego zaprezentowała ostatnio nową serię klocków nawiązującą do fabuły najnowszej części przygód archeologa. W promocję filmu zaangażowały się również takie firmy, jak Hasbro, Burger King i LucasArts.
Kolejnym pewniakiem do sukcesu jest oczywiście szósta część filmowego cyklu o młodym czarodzieju: "Harry Potter i Książę Półkrwi". Premiera zapowiadana jest dopiero na listopad, ale już można powiedzieć, że w rocznym podsumowaniu znajdzie się z pewnością wysoko. Nic dziwnego - wszystkie filmy na podstawie książek J.K. Rowling cieszyły się olbrzymią popularnością. Pięć dotychczas przeniesionych na ekran części zarobiło - wyłącznie w kinach - blisko 4,5 mld dolarów. Z "Harrym Potterem" zmierzy się nie kto inny, jak sam agent Jej Królewskiej Mości James Bond. Nowy film o 007 nie ma nawet jeszcze oficjalnego tytułu, ale jego premiera już została zaplanowana na 7 listopada. Agenta po raz drugi zagra Daniel Craig, a fabuła ma bezpośrednio nawiązywać do wydarzeń pokazanych w "Casino Royale".
Na zyski liczą także producenci licznych filmów o komiksowych superbohaterach. Na ekrany wróci Batman w wyreżyserowanym przez Christophera Nolana "Mrocznym Rycerzu". Do kin przyciągnie widzów nie tylko legenda człowieka-nietoperza, ale także gwiazdorska obsada: w tytułową rolę ponownie wciela się Christian Bale, a partnerują mu m.in. Morgan Freeman, Michael Caine, Gary Oldman oraz Heath Ledger, który zagra Jokera, mierząc się tym samym ze słynną kreacją Jacka Nicholsona z "Batmana" Tima Burtona (1989).
Wśród filmowych superbohaterów nie zabraknie także kinowych debiutantów. Najważniejszym z nich będzie Iron Man - w cywilu genialny wynalazca Tony Stark, konstruktor nowoczesnej zbroi, dzięki której może walczyć ze złem. W filmie Jona Favreau tytułową rolę zagra Robert Downey Jr. Pikanterii wyborowi głównego aktora dodaje fakt, że komiksowy Tony Stark zmagał się ze swoimi słabościami - alkoholizmem i uzależnieniem od narkotyków, czyli nałogami, z którymi od lat walczy również Downey Jr. Reżyser zapowiada jednak, że pierwsza część "Iron Mana" (studio Paramount zaplanowało już trylogię) będzie czystym kinem akcji, a z osobistymi problemami Stark będzie zmagać się w kolejnych odsłonach cyklu. Pieczołowicie przygotowana (budżet filmu wyniósł blisko 190 mln dolarów) ekranizacja popularnego komiksu jest szykowana na wielki przebój. Amerykańska premiera "Iron Mana" odbędzie się 2 maja i wtedy też na dobre rozpocznie się walka o serca - i portfele - widzów. Jeśli przewidywania producentów się sprawdzą, rok 2008 będzie dla kina naprawdę udany. Zwłaszcza pod względem finansowym.