I tak naprawdę opowiada historię traktującą wciąż o tym samym - o tureckim rozdarciu między europejskimi aspiracjami a tradycyjną kulturą, o tym, że Zachód Turcji nie rozumie i o tym, że niewiele go ta Turcja właściwie obchodzi. Zachód woli umywać ręce, przyzwalając na łamanie praw człowieka, odmawiając azylu prześladowanym w Turcji politycznym uchodźcom i wydalając ich na mocy międzynarodowych umów, twierdząc, że w kraju kandydującym do Unii Europejskiej nic złego się im stać nie może. A że się jednak staje, to już wewnętrzna sprawa samej Turcji, która uznaje politycznych buntowników za terrorystów i ma kłopot z głowy. Zjednoczonej Europie o tyle to na rękę, że choć Turcji potrzebuje, to wolałaby, by jak najwięcej wody przelało się przez Bosfor, zanim zaprosi ją do swego grona. Na razie Europa uspokaja sumienie frazesami. Takimi choćby, jakimi na opowieść młodej uciekinierki z Turcji o niesprawiedliwościach, korupcji, zbrodniach reaguje grana przez Hannę Schygullę podstarzała Niemka. Powtarza tylko w kółko "Jak wejdziecie do Unii, będzie wam lepiej", bo tak mówią w telewizji i piszą w gazetach.
Tyle tylko, że po pierwsze, gdyby Turcja spełniała europejskie standardy, nie byłoby pretekstu, by ją trzymać w poczekalni, a po drugie sami Turcy w europejskich luksusach nie czują się najlepiej. Owszem, żyją dostatniej, nawet jeśli jak jedna z bohaterek muszą handlować ciałem, ale cierpią na wykorzenienie, tęsknią i wracają tam, gdzie trafiają do więzień za przekonania, nie mają szans na wykształcenie dzieci i lepszą przyszłość. Ba, nawet owa Niemka, kiedy w dramatycznych okolicznościach trafi nad Bosfor, w końcu tam zostaje. Tak samo jak profesor germanistyki tureckiego pochodzenia, który uniwersytecką posadkę w Niemczech zamienia na przytulną księgarenkę w starym Stambule. I tak samo jak jego ojciec, który w Niemczech tak się zagubił, że został przypadkowym mordercą, a po powrocie spełnia swój sen o wyprawie na ryby. Polityczna aktywistka zaangażowana w walkę o prawa człowieka też jest Europą rozczarowana, nie wierzy w globalny raj, do Turcji jedzie pod przymusem. Jej matka do kraju wraca w trumnie, a jej kochanka odbywa w trumnie podróż w drugą stronę. Akin historię sześciorga bohaterów, których losy to się splatają, to znów rozchodzą opowiada w nowelowej formule z wolna nawlekającej wszystkie wątki na jedną, wspólną nić. Bohaterowie połączeni siatką zależności, których nie są świadomi, mijają się, spotykają, poszukują. Kluczowe sceny powtarzają się, oglądane z różnych punktów widzenia. Akin układa tę łamigłówkę sprawnie, zręcznie i symetrycznie. Odrobinę może nawet zbyt symetrycznie, bo w końcu zbiegi okoliczności i nieprzypadkowe przypadki stają się zbyt ostentacyjne, demiurgicznie zaplanowane. Akin nie uwierzył na szczęście, że jest demiurgiem wszechwładnym i nie zebrał swych bohaterów przy wspólnym okrągłym stole. Choć stara się ich łączyć wspólnotą wartości, podobieństwem biblijnych przypowieści, każdy będzie musiał sam odnaleźć własne przeznaczenie, na swój sposób pogodzić się ze światem. Opowieść tętni od emocji, znaczeń, buduje metafory na tkance życia. I choć ostrości "Głową w mur" Akin nie osiągnął, "Na krawędzi nieba" to i tak kawałek dobrego, inteligentnego kina dla dorosłych.
"Na krawędzi nieba"
Niemcy, Turcja, Włochy 2007; Reżyseria: Fatih Akin;
Obsada: Nurgül Yesilçay, Baki Davarak, Tuncel Kurtiz, Hanna Schygulla, Patrycja Ziółkowska; Dystrybucja: Kino Świat; Czas: 127 min.;
Premiera: 17 październik