"Przez 20 lat odkładałem swoje życie na później. Teraz już nie mam czasu" - wykrzykuje żonie śmiertelnie chory pisarz Robert (Krzysztof Zawadzki). Uwięziony w nieudanym małżeństwie z histeryczną hipochondryczką, żyjący pod jednym dachem z jej rodzicami - matką, miłośniczką pielgrzymek i Radia Maryja i ojcem - politycznym nuworyszem spod znaku IV RP (Marian Dziędziel), cierpi na kryzys twórczy. Całe dnie spędza, obserwując nogi ludzi przechodzących koło okna jego pracowni w piwnicy. Wiadomość o raku jest dla niego rodzajem wybawienia - umrze i będzie spokój. Jedyne, co go martwi to to, że swoją śmiercią rozczaruje kapryśną żonę.

Reklama

W podobnym zawieszeniu kolebie się przez życie pozostała dwójka bohaterów - Róża (Małgorzata Kożuchowska), niegdyś znana aktorka, po wypadku samochodowym cierpi na narkolepsję. Ataki choroby są na tyle niebezpieczne, że nie może opuszczać położonego na odludziu luksusowego domu. Całe dnie zastanawia się jak dogodzić mężowi (Michał Żebrowski), sporządza dziwne potrawy-afrodyzjaki i czeka. Czeka, aż mąż wróci, aż znajdzie się lekarstwo na jej chorobę, aż będzie mogła uciec ze złotej klatki. Nocami zaś dręczą ją sny, że jej ukochany to łajdak. Potrzebę ucieczki ma też młody lekarz Adam (Rafał Maćkowiak). Wychowany na wsi przez konserwatywnych rodziców, którzy przychyliliby mu nieba, ale tylko w ramach tradycyjnego światopoglądu, nie wie, jak przyznać się im do homoseksualizmu. Jego chłopak - złodziejaszek z ohydnego śląskiego blokowiska (Bartosz Obuchowicz) w obawie przed linczem środowiskowym też ukrywa seksualna tożsamość przed kumplami oprychami.

Trzy historie spotykają się i rozchodzą, by przez punktowe, chwilowe rzucenie światła na problemy tej trójki prowadzić do tego samego wniosku - jeśli nie żyjemy w zgodzie ze sobą, to pozostajemy w letargu, którego nie można nazwać życiem. Myśl to może szlachetna i prawdziwa, ale podana w tak niestrawny sposób - w sztucznych przerysowanych scenach i grafomańskich dialogach, że nie sposób się nią przejąć. Najgorsze jest to, że największe farmazony wyplata w filmie pisarz - alter ego Wojciecha Kuczoka, autora scenariusza i powieści pod tym samym tytułem (która swoją drogą też delikatnie mówiąc nie należy do udanych). Duet Piekorz-Kuczok, który cztery lata temu podbił Polskę filmem "Pręgi" (na podstawie książki Kuczoka "Gnój"), zgarniając wszystko możliwe filmowe i literackie nagrody i pochwały, długo szukał możliwości ponownej współpracy. I chyba szukał zbyt usilnie. W "Senności" widać całą męczarnię twórczą, na siłę doklejane szeleszczące papierem wątki - za motyw polityczny, czyli teścia z katolicko-nacjonalistycznej partii należą się im zwyczajnie baty. Przerażająco nierówny film, który zapewne miał zamiar wirtuozersko mieszać konwencje (czego tu nie ma: i dramat społeczny, i zahaczająca o thriller historia Róży, i melodramat), skończył jako bełkotliwy, pretensjonalny bigos o frustracjach erotycznych. O ile na papierze dialogi i sceny mogły jeszcze tak nie zgrzytać, to nie wytrzymały już próby mówienia. Dziwię się, że zdolni i doświadczeni aktorzy nie zaprotestowali, wygłaszając podobne mądrości.

"Senność" ma jedną zaletę - widz nie nudzi się podczas seansu. Bowiem wątki są prowadzone tak absurdalnie, że aż jesteśmy ciekawi, co będzie dalej.

Senność
Polska 2008; reżyseria: Magdalena Piekorz;
obsada: Małgorzata Kożuchowska, Michał Żebrowski, Krzysztof Zawadzki, Rafał Maćkowiak, Bartosz Obuchowicz;
dystrybucja: Vision; czas: 105 min
Premiera: 17 października



Reklama