Być może tak to już w Polsce jest, że jeżeli chodzi o sztukę nowoczesną, to wszystko zaczyna się Łodzi. W 1929 r. awangardyści z łódzkiej grupy AR - czyli artyści rewolucyjni: Władysław Strzemiński, Henryk Stażewski, Katarzyna Kobro, oraz poeci Julian Przyboś i Jan Brzękowski - zaczęli zbierać międzynarodową kolekcję nowej sztuki. Dwa lata później na bazie tych zbiorów otwarto muzeum awangardy. Była to pionierska instytucja, łódzkie muzeum jest tak stare jak nowojorska MoMA i wyprzedziło podobne inicjatywy w Europie. Jako muzeum stworzone przez artystów z Polski i ze świata jest unikatem. Na tym fakcie ufundowana jest tożsamość i legenda MS, którą dzisiejsi spadkobiercy Strzemińskiego i spółki pieczołowicie pielęgnują. Formalnie od powojnia jest to publiczna instytucja jak wszystkie inne, ale zachowała aurę muzeum artystów. Jak w każdej innej polskiej galerii w Łodzi nigdy nie było pieniędzy na spektakularne zakupy, ale muzeum przyciągało dary, jak choćby słynny "Polentransport" Josepha Beuysa, artysty, który w 1981 na własną rękę roku przyjechał do Łodzi i przekazał potężny zespół swoich prac, które inną placówkę kosztowałby majątek.
Dzięki swemu wyjątkowemu statusowi, który ma wartość magnesu przyciągającego sztukę, muzeum ma wyjątkową kolekcję. W skali Polski ten zbiór - zdobiony dziełami Picassa, Ernsta, Legera, popartystów i opartystów, Kolibala, Szapocznikow, Krasińskiego, Strzemińskiego, Stażewskiego, Kobro - jest bezkonkurencyjny. Jednocześnie kolekcja od początku zmagała się z podstawowym problemem - nie było gdzie dobrze jej pokazać. Muzeum dusiło się w jednym z pałaców rodziny Poznańskich na ul. Więckowskiego. Na nową siedzibę czekało od 1973 r., kiedy legendarny dyrektor Ryszard Stanisławski o mały włos nie dopiął swego. Ostatecznie sztuka nowoczesna wypadła z budżetu ekipy Gierka. Po kolejnych 35 latach wreszcie się udało. Stanisławski nie może tego zobaczyć, zmarł w 2000 r. Nie dowiemy się, czy byłby zadowolony z ms2, ale wydaje mi się że są powody do zadowolenia.
Jeżeli miarą siły sztuki jest rozwój jej instytucji, to sztuka w Polsce rośnie w siłę. W tym roku w Toruniu otwarte zostało zbudowane od zera wielkie Centrum Sztuki Współczesnej, nad nowymi instytucjami pracują Wrocław, Białystok i oczywiście Warszawa, gdzie w konwulsjach, ale jednak powstaje Muzeum Sztuki Nowoczesnej. W tej chwili twarzą tego boomu jest ms2. To duże osiągnięcie; dwa lata temu, kiedy do muzeum przychodził obecny dyrektor Jarosław Suchan, z instytucji pozostała głównie legenda. Muzeum Sztuki było w defensywie, pogrążone w marazmie. Obecne otwarcie to w tym kontekście nie tylko rozbudowa, lecz reaktywacja, zmartwychwstanie.
Oczywiście potrzeby miłośników sztuki są nienasycone, jednak ms2 wyznacza nowy standard w polskim muzealnictwie. "Muzeum do potęgi" jest nie tylko nowe, jest zupełnie inne. Mowa jest o sztuce nowoczesnej, ale dyskurs ms2 jest ponowoczesny. Jarosław Suchan i jego zespół zrezygnowali z klasycznej chronologicznej narracji. Nie jest to więc kolejne muzeum ewolucji sztuki ukazujące dzieje awangardowych wynalazków na drodze nieustającego artystycznego postępu. ms2 jest muzeum ahistorycznym; jego podstawowym założeniem jest traktowanie wszystkich dzieł ze zbiorów - niezależnie czy powstały 80 czy 8 lat temu - jako faktów współczesnych, które mają do nas przemówić tu i teraz. Uwolniona z obowiązku opowiadania historii sztuki kolekcja zorganizowana jest w cztery narracje zatytułowane triadami pojęć: ciało - uraz - proteza; konstrukcja - utopia - polityczność; oko - obraz - rzeczywistość oraz obiekt - fetysz - fantazmat. W ms2 nie dostajemy jednak muzealnego wykładu przygotowanego przez historyków sztuki, lecz (po)nowoczesny projekt kuratorski, w którym możliwe są niespodziewane zestawienia, skojarzenia niespodzianki, a nawet herezje.
Seurat, francuski postimpresjonista z początku XX wieku, może spotkać się z fotorealistą Korolkiewiczem z późnych polskich lat 70., dramatyczna poetyckość rzeźb Aliny Szapocznikow sąsiaduje z brutalnym naturalizmem filmu "Spacer" Artura Żmijewskiego, który każe swoim pomocnikom animować ciało sparaliżowanego człowieka niczym wielką marionetkę. Wystawa rozpoczyna się od prześmiewczego filmu grupy Azorro. Artyści siedzą w ogrodzie i próbują wymyślić nowe prace, ale nie mogą nic zrobić, bo jak mówią, wszystko już było. Podobnie jest z łódzką kolekcją: to wszystko było, ale teraz jest opowiedziane inaczej. W ms2 udało się coś wyjątkowego. Sztuka nowoczesna postrzegana jako hermetyczna, niezrozumiała jest przedstawiona jako wielofunkcyjne narzędzie do mierzenia się z egzystencją, zbiór skrajnie różnych, ale dopełniających się sposobów patrzenia na świat. Jest przedstawiona jako potrzebna każdemu.
W Łodzi muzeum wychodzi naprzeciw ludziom. A gdzie są ludzie? Oczywiście w centrum handlowym. ms2 powstało dzięki współpracy Ministerstwa Kultury, miasta, sejmiku wojewódzkiego i funduszom europejskim, ale budynek dał prywatny biznes: firma Apsys, która na ruinach kompleksu fabrycznego Poznańskich urządziła centrum handlowo-rozrywkowe Manufaktura. Centrum ma skalę małej dzielnicy: to współczesne wcielenie toposu miasta idealnego. W sypiącej się, przybrudzonej Łodzi lśniąca, świetlista Manufaktura jest rzeczywiście wyspą; to twór sztuczny, ale jak twierdzą łodzianie, zdążył już zdeklasować słynną Piotrkowską w wyścigu o rolę centrum życia miasta. W tej symbolicznej przestrzeni musi odnaleźć się teraz Muzeum Sztuki ulokowane w gmachu dawnej tkalni przemysłowego imperium Poznańskich. Z fabryki pozostały oczywiście tylko ceglane mury kryjące zaawansowaną technologicznie, inteligentną, przeszkloną architekturę. Budynek jest duży (muzeum ma do dyspozycji 3600 mkw. na wystawy, do tego dochodzą kawiarnie, księgarnia, czytelnia itd.). Umieszczenie muzeum w centrum handlowym to szansa na złowienie publiczności, która nigdy nie przyszłaby do starej siedziby, ale także pogodzenie się z faktami. Splendid isolation sztuki wysokiej jest dzisiaj fikcją. Muzeum - na dobre i na złe - jest elementem konsumpcjonistycznej kultury, społeczeństwa spektaklu. W dzień po otwarciu z ms2 wypełzła grupa zombi, ochotników przemienionych w żywe trupy przez łódzkiego artystę Artura Malewskiego. Zombi, kuśtykając i zawodząc, ruszyli do centrum handlowego, wtapiając się w tłum robiących zakupy klientów. Muzeum musi negocjować swoją pozycję z komercyjną przestrzenią. Jeżeli sztuka jest trupem, to bez wątpienia bardzo żywym, wciąż mającym zdolność wychodzenia poza mury muzeum, drażnienia i zaciekawiania publiczności.