Artur Żmijewski
Demokracje
Projekt zrealizowany w ramach stypendium DAAD w Berlinie
Fundacja Galerii Foksal, Warszawa
Reklama
www.fgf.com.pl

_____________________________________________________________________________

We współczesnych demokracjach polityka staje się coraz bardziej bezcielesna. To postpolityka, która realizuje się w formie multimedialnego spektaklu, a język społecznego sporu zamienia na mowę marketingu i reklamy konkurencyjnych politycznych produktów. Tak przynajmniej widzi sytuację środowisko „Krytyki Politycznej”, z którym związany jest Artur Żmijewski – artysta, który na łamach tego pisma opublikował głośny manifest „Stosowane sztuki społeczne”, postulat czynnego i świadomego zaangażowania sztuki w polityczne debaty. Co ciekawe, tekst ten ukazał się akurat w momencie, gdy do głosu dochodzą imaginacja i neoromantyczne egocentryzmy, mówi się o „zmęczeniu rzeczywistością” i nawet Katarzyna Kozyra, wykuta w tej samej co Żmijewski Kowalni (eksperymentalnej pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej ASP), zamieniła swój dawny brutalny naturalizm na język okrutnej baśni, opery, parateatralnej maskarady. Żmijewski jednak jest gotów pod wiatr płynąć – i taki właśnie śmiały kurs obiera w „Demokracjach”.

Na „Demokracje” składa się 20 krótkich filmów, których forma balansuje między reportażem a relacją na gorąco z politycznych zdarzeń w publicznej przestrzeni. Cała projekcja trwa dobre 2,5 godziny. Podążamy w tym czasie szlakiem podróży Żmijewskiego z ostatniego roku; kursujemy przede wszystkim między Polską a Izraelem, ale zaglądamy również do Austrii, do Berlina, Belfastu, Strasburga. Żmijewski kieruje obiektyw swojej kamery przede wszystkim na manifestacje demokracji w najbardziej dosłownym znaczeniu tego pojęcia. To spełniona „władza ludu”, momenty, w których „lud” wychodzi na ulice, aby demonstrować, protestować, wyrażać swoje poglądy. Oblicza owej ulicznej polityczności są bardzo różne. W Berlinie Żmijewski rejestruje fetę po zwycięstwie Niemiec nad Turcją w ostatnich piłkarskich mistrzostwach Europy; to przede wszystkim obficie podlewana piwem uliczna zabawa, ale niezupełnie niewinna, mająca swoje wyraziste polityczne kolory: nad głowami podpitych wyrostków powiewają niemieckie flagi narodowe, rozradowany tłum skanduje „Deutschland, Deutschland”; święto jest o krok od zamieszek. Regularne rozruchy oglądamy w Strasburgu podczas antynatowskiej manifestacji anarchistów, którzy podpalają najpierw śmietniki, a potem budynki. W Tel Awiwie antywojenna demonstracja protestujących przeciw zimowej inwazji izraelskiej armii w Gazie spotyka się z falangą nacjonalistycznych prawicowych kontrmanifestantów. Żmijewski jest z kamerą w centrum wydarzeń. Na Zachodnim Brzegu świszczą mu koło ucha gumowe kule i pociski gazowe miotane przez izraelskie siły porządkowe w stronę protestujących Palestyńczyków. Podczas mszy za Ojczyznę w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki wraz z tłumem wiernych słucha kazania, w którym ksiądz czyta list biskupów piętnujących praktykę zapłodnień in vitro. Artysta maszeruje wraz ze związkowcami „Solidarności”, z feministyczną Manifą, przebywa wraz z wiernymi Drogę Krzyżową Ludzi Pracy w Warszawie.

Reklama

Żmijewski włącza w swój projekt oficjalne rytuały polityczne demokratycznych państw: pogrzeb Zbigniewa Religii z udziałem przedstawicieli najwyższych władz, ceremonie żałobne po śmierci Jorga Haidera w Wiedniu i w Klagenfurcie, defiladę z okazji Święta Wojska Polskiego w Warszawie.

Artysta maluje polityczny pejzaż, w którym ścierają się różne racje: przestrzeń publiczna zostaje upolityczniona, nasycona znakami, symbolami, atrybutami, za pomocą których strony konfliktu określają swoją tożsamość. Filmy Żmijewskiego pełne są sztandarów, transparentów, godeł, uniformów. Wspólnym mianownikiem są także wszechobecne siły porządkowe: odziały pieszej i konnej policji, zakute w plastikowe zbroje bataliony prewencji. Odwiedzamy różne kraje i jesteśmy świadkami różnych konfliktów, ale policja wszędzie wygląda podobnie: gotowa wkroczyć do akcji w obronie publicznego ładu, wyznacza granice „władzy ludu”.

„Demokracje” zaczynają się od zapisu inscenizacji jednej z bitew Powstania Warszawskiego. Młodzi ludzie przebrani za Niemców i AK-owców toczą pozorowaną walkę i zostają nagrodzeni za spektakl oklaskami przez stojącą w bezpiecznej odległości, niezaangażowaną publiczność. Po skończonym występie porządki przedstawienia i rzeczywistości mieszają się: „zabici” wstają z ziemi, „powstańcy” wchodzą w tłum cywilów, dzieci proszą „hitlerowców”, aby dali im potrzymać karabiny. Polityka, którą pokazuje Żmijewski, jest konfliktem, ale także żywym teatrem, w którym przemoc symboliczną od tej realnej oddziela cienka, co i raz przekraczana granica.

W filmach Żmijewskiego jest wiele momentów, które podnoszą widzowi ciśnienie. Co zostaje z „Demokracji”, kiedy emocje opadną? Przede wszystkim pytania i wątpliwości, które powinna generować każda dobra praca, a także świadomość, że projekcja odbywa się w galerii. Czy w takim razie „Demokracje” należy traktować jako dzieło sztuki? W innych, niegaleryjnych okolicznościach mogłyby one funkcjonować jako cykl politycznych filmów dokumentalnych, niekojarzących się w sposób oczywisty ze sztuką. W styczniu Artur Żmijewski odmówił pokazania pracy „Oni” na wystawie „History of Violence” w Hajfie. Był to protest artysty przeciw trwającej wówczas izraelskiej inwazji w Gazie. Żmijewski zaproponował pokazanie w miejsce „Onych” swojej wideorelacji z antywojennej demonstracji w Tel Awiwie. Kuratorka wystawy nie zgodziła się, twierdząc, że film „nie posiada jakości artystycznej”. „Pomyślałem wtedy: precz z artystyczną jakością” – opowiadał Żmijewski w wywiadzie udzielonym Agnieszce Kowalskiej. W „Demokracjach” Żmijewski rzeczywiście nie wydaje się zajęty wypracowywaniem „artystycznych jakości” ani w ogóle sprawami sztuki, które bledną w kontraście ze sprawami bardziej palącymi. Wciąż jednak pozostaje zainteresowany przebywaniem na artystycznym terytorium, które zapewnia mu widzialność, słyszalność i legitymizację w roli producenta obrazów. Pozycja artysty daje Żmijewskiemu swobodę ruchu i prawo do wysyłania niedomkniętych, wieloznacznych komunikatów – takich jak „Demokracje”, projekt, który nie mieści się do końca w żadnej z funkcjonujących w społeczeństwie informacyjnym kategorii. Sztuka, film dokumentalny, wideodziennik, politologiczno-socjologiczne studium, aktywizm – propozycja Żmijewskiego nie jest do końca żadną z tych rzeczy, będąc po trochu każdą z nich. W pejzażu rozdartych konfliktami „Demokracji” Żmijewski, wytwórca znaczących obrazów, zabiera głos jako aktywna, nieobojętna i krytyczna jednostka: Obywatel Artysta.