"Nasza mroczna strona. Z dziejów perwersji"
(oryg. "La part obscure de nous-mêmes. Une histoire des pervers")
Elisabeth Roudinesco
przeł. Bogdan Baran
Wyd. Czytelnik 2009
Ocena: 5/6
Gilles de Rais (znany lepiej jako Sinobrody) prawdopodobnie zgwałcił, torturował i zabił 200 dzieci. Węgierska księżna Elżbieta Batory z pomocą swoich sług poddała krwawym torturom i zabiła 650 osób. A to tyko pierwsze z brzegu przykłady na krwawym indeksie, który obejmuje: Kubę Rozpruwacza, Wampira z Dusseldorfu, najgorliwszych nazistów: Himmlera, Eichmanna, Hössa, czy wreszcie masowych morderców i ludzi dopuszczających się straszliwych przestępstw seksualnych.
Ludzkie bestie oprócz awersji wywoływały zawsze równoległą, wstydliwą reakcję – fascynację. Tak działa perwersja. Owa swoista transgresja ma bowiem moc demaskującą – ujawnia naszą ciemną stronę, nieustannie skrywany punkt zapalny, antytezę człowieczeństwa.
Francuska badaczka Elisabeth Roudinesco postanowiła prześledzić dzieje perwersji na przestrzeni wieków. Ale spokojnie: na ściśle wybranych przykładach i w niezwykle klarownym wywodzie. Dzieło jest krótkie i przejrzyste. A przy tym równie intrygujące, co sam temat. Startując od średniowiecza, Roudinesco przytacza historię Sinobrodego, świętych mistyków i biczowników, wkraczając w wiek XVIII kreśli historię życia i tworczości najsłynniejszego z odrażających artystów – przeklętego markiza de Sade, XIX wiek charakteryzuje jako epokę psychiatrii i klasyfikacji perwersji seksualnych, wiek XX jako ten, który przyniósł nazistowską katastrofę, a czasy współczesne jako etap, w którym perwersja uznana została za problem tożsamości, przestępstwo i dewiację.
Roudinesco to świetna eseistka. W „Naszej mrocznej stronie” zgrabnie manewruje między wykładem historycznym, pasjonującą (oczywiście perwersyjną) anegdotą, a naukowym faktem. W jej pracy doktor Mengele to z jednej strony frywolny dziwak w białych rękawiczkach, z drugiej cyniczny, niezdolny do uczuć potwór, z trzeciej zaś – koszmarny wytwór swoich czasów, które uczyniły możliwym Auschwitz.
Choć perwersja wydaje się być ciekawostką, błahym tematem realizowanym na marginesie tych poważnych – polityki, nauk społecznych, prawa, wystarczy wślizgnąć się nieco głębiej pod mroczną podszewkę, by zobaczyć, że to mylne założenie. Zjawisko perwersji, czy tego chcemy czy nie, wciska swoje macki w szereg sfer życia społecznego i, jak każda kwestia ważna, rodzi wiele kontrowersji.
Bo czy bardziej perwersyjne jest uparte twierdzenie, że człowiek ma sobie czynić ziemię poddaną, czy może postulat zniesienia jakichkolwiek różnic między gatunkami, za jakim opowiadają się radykalni obrońcy zwierząt? Albo który projekt społeczny stawia nas bliżej naszej mrocznej strony: libertyński, profanujący Prawo plan Sade'a, głoszący, że człowiek ma służyć swej zepsutej naturze, czy wspólczesny, obdarzający kultem przejrzystość i nadzór w nadziei na zniesienie dewiacji?
Uświadamiając, jak bardzo perwersyjni jesteśmy na co dzień, często nie zdając sobie z tego sprawy, a wręcz negując grzeszną stronę naszej natury, Francuzka ustawia w perwersyjnym szeregu ważną problematykę obyczajową ostatnich lat. Pedofilia, homoseksualizm, transwestytyzm czy terroryzm – wszystko, o co od pewnego czasu toczymy boje w prasie i na barykadach – wiąże się z wywołującym wypieki na twarzy tematem. Walka z perwersją nie ma chyba większego sensu. Bo choć słowa rzeczywiście mają siłę zmieniania rzeczywistości, to nawet po wyrugowaniu niewygodnego określenia z naszego słownika, pozostanie ono częścią nas samych. Ciemnym rewersem opowieści o człowieku.