"Operacja Shylock"
(oryg. "Operation Shylock: A Confession")
Philip Roth
przeł. Lech Czyżewski
Wyd. Czytelnik 2010
Ocena: 5/6




1.

– Jak pan zarabia na życie?
– Jestem pisarzem.

(„Lekcja anatomii”)


Złośliwi twierdzą, że Roth odkrył istnienie interesujących postaci poza licznymi alter ego własnej osoby dopiero przy okazji amerykańskiej trylogii. Jest coś na rzeczy – autor „Komplesu Portnoya” zawsze sam stanowił swój największy literacki temat, przyglądał się sobie niczym owadowi nabitemu na szpilkę. Był w tym jednocześnie okrutny, rozbrajający, demaskatorski, pełen dystansu i pierwszorzędnego humoru. A granice między fikcją i rzeczywistością tak sprawnie zacierał, że nie sposób dociec, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Jego trzy podstawowe wcielenia to profesor literatury David Kepesh, pisarz Nathan Zuckerman i sam Philip Roth, prozaik, amerykański Żyd z Newark, New Jersey. Oczywiście sam Roth jest i profesorem, i pisarzem, i amerykańskim Żydem. Jego bohaterowie to nadużywający leków hipochondrycy, on sam też był uzależniony od środków przeciwbólowych. Urodził się w Newark, stale obecnym w jego twórczości… A jednak to pozory: Roth jest mistrzem wyrafinowanej, literackiej gry. Tak doskonale myli tropy, że jego twórczość staje się jedną z najbardziej nieoczywistych form gry z własną biografią. Roth w pewnym sensie nie mieści się w jednym życiu – stąd może te nieustanne próby autobiograficznego rozgrywania fikcji na różne sposoby i w różnych kierunkach, stąd te literackie wcielenia? W tej prozie wciąż pojawia się poczucie nieciągłości, wewnętrznej sprzeczności istnienia, niedopasowanie własnego życia do oficjalnej, spójnej opowieści. Jedno jest pewne: sam Roth nie mógłby żyć bez pisania. Pracuje podobno po 16 godzin dziennie. Czyta głównie literaturę faktu. Nie cierpi krytyków, choć sam pisze eseje krytycznoliterackie. Nienawidzi być pytany o swoje książkowe sobowtóry, proponując krytykom, by to oni mu powiedzieli, kto jest kim, skoro są tacy bystrzy. Czy pisanie sprawia mu przyjemność? W wywiadzie dla „Guardiana” mówi: „W ciągu całego swojego życia zaznałem może paru miesięcy literackiej satysfakcji”.















Reklama



2.

"Wolę być komunistą w Rosji niż Żydem w synagodze"

(„Kompleks Portnoya”)

Reklama



Pierwszą istotną kwestią, której nauczył się Alexander Portnoy, było rozróżnienie między gojem a Żydem. Wszystko, co wynika z bycia Żydem, amerykańskim Żydem, zdaje się być obsesją Rotha. Choć on sam, oczywiście, temu zaprzecza. „Dokładnie wiem, co to znaczy być Żydem i w ogóle mnie to nie interesuje” – mówi „Guardianowi”. A jednak książki pisarza same polemizują z tym stwierdzeniem. „Żydowskość” zdaje się utrapieniem, skazą, traumą, wiecznym problemem. Rozprawianie się z nim jest dla Rotha nieustanną prowokacją. Drwi z cierpienia Żydów, które narzucają światu, wyśmiewa się z ich buty i cynicznego traktowania przeszłości – przemiany Shoah w dochodowy biznes. Z czasem łagodnieje – w „Dziedzictwie”, powieści wydanej w 1991 roku, Roth rozprawia się ze śmiercią ojca. To on był przekazicielem żydowskiej tradycji, którą sam pisarz odrzucił, w bólach i bluźnierczych podrygach. Z perspektywy czasu potrafi docenić jej znaczenie. Co oczywiście nie znaczy: przyjąć ją. Sam Roth, przepytywany przez zagranicznych dziennikarzy na okoliczność bycia najbrutalniejszym z ptaków kalających żydowskie gniazdo, twierdzi uparcie, że nic obraźliwego nigdy o Żydach nie napisał. „Po prostu opowiadam o nich historie”.



Reklama

3.

"Jestem Raskolnikowem masturbacji – lepkie dowody winy są wszędzie!"

(„Kompleks Portnoya”)



Wśród wielkich amerykańskich gorszycieli Roth mógłby stanąć obok Larry’ego Flinta – z tym, że wydawca „Hustlera” zrobił z seksu przemysł, zaś Roth sztukę. Seks jest centralnym motywem twórczości pisarza – pożądanie to siła napędowa jego bohaterów, tragiczna i komiczna zarazem. O wydanym w 1969 roku „Kompleksie Portnoya” napisano epopeje. I słusznie, bo to literacka bomba. Poprzez rozliczne opisy masturbacyjnych uciech, puszczania bąków do wanny, okładania penisa babeczkami z kremem, o przyjemnościach masarskich nie wspominając („Chodź tu, duży chłopcze, chodź do mnie! – wyła jak oszalała wątróbka".), „Kompleks Portnoya” prędko stał się czołową pozycją na indeksie ksiąg zakazanych. Objęta w wielu krajach zakazem dystrybucji, dziś uważana jest za klasykę. W opisach seksu u Rotha mieszają się dwie postawy: romantyczny idealizm i mizantropiczny pesymizm. Jego bohaterowie jednocześnie darzą swoje kochanki bezgranicznym uwielbieniem, jak i cynicznie ich używają. Seks jest rodzajem buntu przeciwko opresyjnej kulturze z jej fundamentalną częścią składową: religią, a także eskapizmem, manifestem życia wymierzonym w nieuchronność śmierci, żałosną i poniżającą potrzebą – zawsze opisywaną dosadnie, bo przecież według Rotha wstyd nie jest dla pisarzy.



4.

"Starzenie się jest niewyobrażalne dla wszystkich oprócz tych, którzy się starzeją"

(„Konające zwierzę”)

Najpierw był seks z wątróbką, potem seks z udziałem ciała, które swoją seksualną atrakcyjnością przypominało kawał surowej wątroby. Philip Roth to kronikarz starzenia się ludzkiego ciała. Mało który autor jest tak płodny twórczo, a przy tym obdarzony statystycznie długim życiem, by mieć szczęście (bądź przekleństwo) przeżywania procesu starzenia się wraz ze swymi bohaterami. Roth uważa, że z wiekiem zmienia się nie tyle siła pożądania, ile możliwości ciała. To ciało staje się oszustem. Na przykład zapada na choroby. W „Lekcji anatomii” 40-letni pisarz Nathan Zuckerman cierpi na tajemniczy ból w karku, ramionach i plecach. Pozornie prozaiczne problemy stają się dla niego olimpijską przeprawą – cierpi katusze, gdy musi długo stać przy kuchence, z krótkiego spaceru prędko wraca, by się położyć w łóżku. Katuje się bolesną akupunkturą i wiadrami farmaceutyków. A w napisanym 17 lat później „Konającym zwierzęciu” – jednej ze swoich najważniejszych powieści – Roth stwierdza, że seks to zemsta śmierci. Uwikłany w romans z młodą studentką stary Kepesh jest niewolnikiem własnych namiętności. Jakby życie czaiło się tylko tam, gdzie istnieje ciało zdolne do przeżywania uniesień. Namiętność u Rotha bywa zresztą najczęściej spóźniona i nietrafiona. A ciało robi przykre niespodzianki nie tylko starcom – ostatecznie w „Konającym zwierzęciu” na ciężką chorobę (raka piersi) zapada piękna, młoda studentka. I to ona używa swojego okrutnie potraktowanego przez ironiczny los ciała do seksu traktowanego jako pożegnanie z czymś pięknym i pełnym życia. Świat seksu i śmierci splatają się tu w bolesnym tańcu.



5.

„Oni są ideologami. Nienawidzę ideologów.”

(„Praska orgia”)

Roth jest dzieckiem swoich czasów, które precyzyjnie odczytuje puls współczesności, w którym prywatne staje się politycznym, i na odwrót. Mało który pisarz włożył więcej wysiłku w to, by ukazać, jak historia wpływa na los i psychikę człowieka. W słynnej trylogii amerykańskiej („Ludzka skaza”, „Wyszłam za komunistę”, „Amerykańska sielanka”) Roth koncentruje się na przełomowych momentach w powojennej historii Ameryki. Jest tam wszystko: mccarthyzm, kontrkultura, paradoksy politycznej poprawności, dyskryminacja rasowa, fundamentalizm… Roth otwiera drzwi ku niekończącej się dyskusji o społeczno- politycznych dylematach XX wieku. Z drugiej strony atakuje samą wielką historię i jej mechanizmy, tworząc alternatywne wizje dziejów, komentując w ten sposób rzeczywisty bieg zdarzeń. „Spisek przeciwko Ameryce” czy właśnie wydana u nas „Operacja Shylock” to powieści, które, mistrzowsko zacierając granice między historycznym faktem a pisarską fantazją, uderzają w sedno dzisiejszych sporów politycznych. Czy konflikt na Bliskim Wschodzie jest rozwiązywalny? Czy demokracja ma trwałe i solidne fundamenty? Przy tym wszystkim jest Roth wielkim sceptykiem w kwestii możliwości znalezienia sensownych rozwiązań dla trapiących świat problemów. Bo zadaniem pisarza jest przecież wątpienie.



6.

„Polska potrzebuje Żydów i Żydzi potrzebują Polski”

(„Operacja Shylock”)

Jak się ma „Operacja Shylock” – napisana w 1993 roku powieść Rotha – do całego jego mikrokosmosu? Jest tyleż drobnym wyłomem, ile elementem wpisującym się spójnie w jego twórczą drogę. Zaskakiwać może to, że ową książkę da się określić jako thriller szpiegowski. To historia Philipa Rotha – pisarza, który wyrusza do Jerozolimy, by przeprowadzić wywiad z izraelskim pisarzem Aharonem Appelfeldem i wziąć udział w procesie zbrodniarza wojennego (czy aby na pewno?) Johna Demianiuka, a przede wszystkim dopaść swego doppelgangera: osobę, która podszywa się pod jego nazwisko, głosząc oryginalne polityczne wizje. To Philip Roth zdublowany – osobnik, który propaguje idee opuszczenia Izraela i konieczności powrotu Żydów do diasporyzmu. Pozostanie tam grozi bowiem wojną nuklearną i ponowną Zagładą, tym razem z rąk Palestyńczyków. Sfery obyczajowej tu jak na lekarstwo; to nie powieść dla fanów cielesnych udręk. Książka penetruje inne rejony zainteresowań wybitnego autora: tożsamość, współczesne paradoksy polityczne, kwestię żydowską. Ale przede wszystkim „Operacja Shylock” stanowi jedno wielkie pytanie o możliwość niepodważalnego ogarnięcia rzeczywistości. U Rotha podważalne jest wszystko – sensowność istnienia państwa Izrael, wymierzanie historycznej sprawiedliwości, a nawet spójność pojedynczej osoby. W końcu Philip Roth (ten pierwszy) próbuje po jakimś czasie pokonać Philipa Rotha (tego drugiego) jego własną bronią – podając się za niego i głosząc szalone idee diasporyzmu. Brnięcie coraz głębiej w tę matnię obsesji, kłamstw, paranoi, rojeń chorych umysłów tak rozmywa czytelnikowi wszelkie granice między rzeczywistością a zmyśleniem, że pozostaje tylko bezradnie opuścić ręce i poddać się bez walki. Nic nie będzie ostatecznie rozstrzygnięte, wszystko podlega dyskusji. Oto sedno współczesnego życia.



7.

"– O czym pan pisze książki?
– Dobre pytanie."

(„Lekcja anatomii”)