Seria 21 powieści (a właściwie 22, bo kolejna, „The Midnight Line”, już figuruje w zapowiedziach wydawniczych) o Jacku Reacherze wywindowała Lee Childa do elity najlepiej zarabiających pisarzy świata – ponad 100 mln sprzedanych egzemplarzy ma znaczące przełożenie na finanse. Co więcej, w tym wypadku mam pewność, że Lee Child zarobił swoje pieniądze uczciwie. Stworzył bowiem jeden z nalepszych współczesnych cykli thrillerów. Książki o Reacherze długo pracowały na swoją renomę – mainstream zaczął je doceniać dopiero niedawno, wcześniej uchodziły co najwyżej za nieźle napisaną pulp fiction. Tymczasem jest to całkiem subtelna pisarska robota łącząca różne style i tradycje.
Zacznijmy jednak od samego autora. Urodzony w 1954 r. Jim Grant (Lee Child to pseudonim) byłby zapewne do dzisiaj pracownikiem północnoangielskiej telewizji Granada, gdyby nie to, że w roku 1995 wylądował na bruku w wyniku redukcji zatrudnienia (w istocie była to nieformalna kara za działalność związkową). „Kiedy mnie zwolniono z telewizji, czułem żal i gniew. Żal mi było projektów, których już nie dokończę, bo musiałem z dnia na dzień opuścić firmę. I czułem gniew na tych, którzy byli nade mną. Udawali moich przyjaciół, a zwolnili mnie bez cienia sentymentu” – mówił Grant/Child w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. – „Byłem po czterdziestce i musiałem ułożyć życie na nowo. Postanowiłem, że już nigdy nie będę dla nikogo pracować. To gra dla przegranych, nie można w niej wygrać. Jak w kasynie – jedyny sposób na uniknięcie przegranej to przestać grać. Dałem ten żal i gniew Reacherowi”.
A żeby zapewnić Reacherowi nieco więcej swobody, postanowił, że uczyni go Amerykaninem. To była najprawdopodobniej kluczowa decyzja.
„Zostałem aresztowany w barze Ena o 12. Jadłem właśnie jajka, popijając kawą. Późne śniadanie, nie lunch. Byłem zmęczony i mokry po długim marszu w deszczu od autostrady do granicy miasta. (...) Siedziałem za stołem przy oknie, czytając porzuconą gazetę. Pisali w niej o kampanii prezydenta, na którego nie głosowałem poprzednim razem i nie zamierzałem głosować teraz. Na zewnątrz deszcz przestał padać, lecz szyby wciąż jeszcze pokrywały lśniące krople. Nagle ujrzałem zajeżdżające na żwirowy parking radiowozy” (przeł. Paulina Braiter). W taki oto sposób Jack Reacher pojawił się po raz pierwszy w „Poziomie śmierci” (1997), debiutanckiej powieści Childa – i był od razu gotowy, zapięty na ostatni guzik, przemyślany od początku do końca. Sukces tych książek w dużej mierze bazuje właśnie na koncepcji głównego bohatera: małomównego, spokojnego faceta o solidnej budowie ciała (195 cm wzrostu, 110 kg wagi), byłego oficera żandarmerii wojskowej zwolnionego na fali neoliberalnej „restrukturyzacji” armii, z przekonania włóczęgi, z usposobienia minimalisty, z zawodu anioła zemsty.
Reklama
Kreując postać Reachera, wyciszonego nadczłowieka podróżującego po Stanach, wymierzającego sprawiedliwość złym ludziom i przyciągającego piękne, acz skomplikowane kobiety, Child rozmyślnie skorzystał ze wzorców dostarczanych przez cztery popularne gatunki literackie: po pierwsze przez western z jego przestrzenią i manichejską walką dobra ze złem, po drugie przez czarny kryminał, i to w wersji hardboiled, z jego wystylizowanymi one-linerami, okrucieństwem i karykaturalnym przerysowaniem, po trzecie przez komiksową opowieść superbohaterską, po czwarte zaś przez militarny i szpiegowski thriller czasów zimnej wojny. Do tej mieszaniny dodał niespodziewany akcent: lewicową niechęć wobec możnych i wpływowych oraz nacisk na społeczną sprawiedliwość. Tyle że Reacher nikogo nie napomina – on po prostu strzela między oczy. Bardzo mnie ciekawi, jak poradzi sobie w Ameryce Trumpa, który uosabia wszystko to, czego Reacher nienawidzi.
Reklama
Warto dodać, że Child pisze po prostu świetnie – operuje krótkimi, soczystymi zdaniami, kiedy trzeba, sięga po metaforę, kiedy trzeba, po ironiczne porównanie, bywa zabawny i liryczny, a jego dialogi winni studiować wszyscy początkujący adepci literatury kryminalnej i scenopisarstwa. Dzięki temu może postępować wbrew regułom: przykładowo rozmowy w tych powieściach potrafią ciągnąć się przez kilkanaście stron.
Premiera „Stu milionów dolarów” – rzecz traktuje o wywiadowczej misji Reachera w Europie lat 90., na rok przed utratą pracy – nic szczególnego w tych ocenach nie zmienia. Siłą serii jest powtarzalność. Kto zacznie czytać od pierwszego tomu, ma sporą szansę, by się uzależnić. O ile nie będzie sobie wyobrażać Toma Cruise’a jako Reachera, to może zepsuć całą przyjemność.

Sto milionów dolarów | Lee Child | przeł. Jan Kraśko | Albatros 2017