Laureatka literackiego Nobla z 2015 roku zapytana, czy spodziewała się inwazji Rosji na Ukrainę powiedziała, że z obawą obserwowała sytuację w Donbasie, ale "była przekonana, wojny nie będzie, że to nie średniowiecze, że to zbyt szalone jak na XXI wiek. Ale jak widać, wojna trwa".

Reklama

"Zrozumiałam, że jesteśmy ludźmi wojny. To jest cała nasza kultura" - powiedziała Aleksijewicz.

"Mówi się o wielkiej rosyjskiej kulturze. Ale najważniejsza jest w niej kultura wojny. Pokolenie mojej wnuczki, która ma teraz 17 lat, podobnie jak moje, nauczane jest zabijać i umierać. To jest nasze najważniejsze doświadczenie" - powiedziała noblistka. "Cała nasza kultura nie jest oparta na miłości (...) Przemoc u nas to nie tylko działania militarne. To także przemoc domowa, to przemoc podwórkowa. Jest tak wiele odmian przemocy i myślę, że wychowaliśmy się w tej kulturze" - dodała.

Rozumieć wolność

Aleksijewicz wyraziła opinię, że winą elit politycznych i kulturalnych jest, że nikt nie przygotował społeczeństwa rosyjskiego na życie w wolności. "Nikt nie był gotowy na nowe życie. Krzyczeliśmy +wolność, wolność+, ale nikt nie rozumiał, co to słowo znaczy; że wolność wymaga innego człowieka - wolnego człowieka - i innych pojęć" - stwierdziła.

"Gdy zaczęła się wojna, najbardziej uderzyło mnie jej niezmierzone okrucieństwo. Pierwszy raz zetknęłam się z nim, gdy zacząłem pisać książkę o naszej białoruskiej rewolucji. Od pierwszych dni znaleźli się ludzie, którzy z własnych współobywateli, własnych kolegów z klasy, robili kawał mięsa. Kiedy pokazano mi zdjęcia ludzi przywiezionych przez karetki, zrozumiałam, że tysiące, miliony książek nic nie zrobiły z człowiekiem" - powiedziała noblistka.

Podkreśliła też różnice pomiędzy społeczeństwami w Rosji i na Białorusi, a ludźmi żyjącymi na Zachodzie. Zauważyła, że w społeczeństwach zachodnich dużą wagę przywiązuje się nie tylko do swojego życia, ale również do życia innych ludzi i istot. "Na Zachodzie młodzi ludzie ratują pingwiny, inne rzadkie ptaki. To jest zupełnie inna filozofia (...) Tutaj nie ma o tym mowy. Żyjemy jak w średniowieczu. Wyprowadzamy czołgi i strzelamy" - stwierdziła noblistka.

Reklama

Upadek obyczajów

Zwróciła uwagę na "uderzający upadek obyczajów", opisując historię, w której matka żołnierza zabitego na wojnie nie chciała rozmawiać z dziennikarzem, lecz nie ze względu na ból po stracie dziecka, lecz z uwagi na to, że jeśli z nim porozmawia, to nie dostanie pieniędzy, które państwo wypłaca za zabitego, a pieniądze chce przeznaczyć na mieszkanie dla córki.

"Nigdy przedtem matki nie wyceniały życia dziecka w pieniądzu" - stwierdziła Aleksijewicz. "Mówią, że to się wzięło z telewizji. Myślę, że jest coś straszniejszego - to ludzka natura" - dodała.

"Choć moje dzieciństwo i młodość związane były z Ukrainą, to nie znałam dobrze Ukraińców i nie wiedziałam, jakimi są ludźmi" - powiedziała noblistka odnosząc się do bohaterskiej postawy narodu ukraińskiego wobec rosyjskiej agresji.