Krzysztof Miller był związany z "Gazetą Wyborczą" od 1989 roku. Zbierał materiały z miejsc objętych konfliktami wojennymi.

Był laureatem wielu prestiżowych nagród. W 2014 roku Miller został odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Dwa lata wcześniej fotoreporter wydał książkę "13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego". Był w jury konkursu World Press Photo.

Reklama

Dla mnie Krzysztof Miller nie jest fotografem, a raczej kimś bardzo bliskim; niemal jak ktoś z rodziny - wspomina zmarłego dziennikarz PAP Wojciech Jagielski, który przez wiele lat współpracował z Millerem.

Trudno mi powiedzieć czy byliśmy przyjaciółmi; prawie w ogóle nie spotykaliśmy się w Warszawie. Spotykaliśmy się na lotniskach i one były granicą, którą wspólnie przekraczaliśmy. Wtedy to moje życie toczyło się z nim. On był wówczas moim towarzyszem, tak jak w Warszawie towarzyszem życia była rodzina. Jeździliśmy razem przez ponad 20 lat. Nawet nie wiem, na ilu wspólnych wyjazdach byliśmy. Około pięćdziesięciu? - mówi Jagielski.

Sprawiał wrażenie - i myślę, że tak zostanie zapamiętany przez większość ludzi, którzy go znali - człowieka zdecydowanego, twardego, silnego, niemal szorstkiego. Ja postrzegałem go jako kogoś niezwykle wrażliwego, kruchego, ciepłego i nieśmiałego. Ta jego szorstkość, surowa postawa, sprawdzała się w jego pracy, w warunkach bojowych, gdy trzeba było działać szybko i zdecydowanie. Natomiast swoją wrażliwością i otwartością zjednywał sobie ludzi. Potrafiłby dogadać się z Zulusem nie mówiąc słowa w języku Zulusów dlatego właśnie, że był tak serdeczny i ciepły. Według mnie to była jego prawdziwa natura - powiedział PAP Jagielski.

Fotoreporter od kilku lat leczył się z zespołu stresu pourazowego (PTSD). Miller przechodził terapie indywidualne oraz grupowe wraz z weteranami wracającymi z wojen z Iraku i Afganistanu. - Wyregulowano mi już sen. Zacząłem się otwierać, a nawet obmyślam projekty, którymi chciałbym się zająć po zakończeniu kuracji. Nie czuję się już sam - mówił w wywiadzie dla Gazety Wyborczej o wychodzeniu z choroby.

Wojciech Jagielski poświęcił Millerowi reportaż "Bractwo Pif-Paf". - Jak blisko się podchodzi? Każdy ma tę granicę w sobie - mówił Krzysztof. - Zrobiłem kiedyś fotografię amerykańskiego żołnierza rozbrajającego minę. Podejść bliżej już nie mogłem, bo musiałbym na tej minie stanąć. Ile takich min udało nam się razem przypadkiem uniknąć? Nie było sytuacji, których byśmy nie wykorzystali, zachowując się asekuracyjnie. Zawsze staraliśmy się podejść tak blisko, że bliżej już się nie dało - pisał.