"Lato, lato, lato czeka" - brzmią słowa nieśmiertelnego klasyka polskiej piosenki. Co roku, zazwyczaj na nasze nieszczęście, tę frazę przypominają sobie dyrektorzy teatrów. Wertują więc repertuary zachodnich scen w poszukiwaniu idealnych letnich propozycji. Wyszukują najczęściej komedie drugiego sortu, farsy i farsidła, przechodzone musicale. A potem, określając je mianem idealnej rozrywki na wakacyjny czas, wystawiają na swoich scenach. Publiczność zwykle to kupuje, kiwając się w rytmie znanych hitów, a potem rytmicznie oklaskując przesympatycznych wykonawców. Później wraca do domu w poczuciu mile i kulturalnie spędzonego wieczoru.
"Karton" to wzorcowy przykład tego rodzaj rzekomo lekkiej, łatwej i przyjemnej sztuczki. Autor Clement Michel odniósł nią sukces nad Sekwaną. Szef Prezentacji chętnie sięga po francuski repertuar, zapominając, że nie wszystko złoto, co się świeci. A czasem w swoich wyborach trafia kulą w płot. Tak bardzo jednak jak w przypadku "Kartonu", nie pomylił się już dawno.
Miała to być zapewne brawurowa komedia momentami przechodząca w farsę. Po francusku pikantna, ale nigdy dosłowna. Bez zażenowania traktująca obyczajowe tabu, ale tak lekka, żeby po wyjściu z teatru jeszcze żyć wspólną zabawą. Romuald Szejd obsadza ją w dodatku wyłącznie młodymi aktorami. Wydaje się, że oddaje im scenę, wierząc w ich wigor, świeżość, poczucie humoru. Że w ten sposób da "Kartonowi" gwarancję lekkości.
Tymczasem podczas seansu raz po raz przecieramy oczy ze zdumienia. Komedyjka jak komedyjka. Niejaki Antoine (Tomasz Błasiak) musi szybko opuścić wynajmowane mieszkanie. W przeprowadzce pomaga mu grupa przyjaciół. Podczas pakowania paczek dochodzi do serii - w założeniu - niezwykle zabawnych sytuacji.
Tak to powinno wyglądać, ale wygląda zupełnie inaczej. Aktorzy stroją kretyńskie miny, nie wiedzieć czemu sztucznie modulują głosy, marszczą brwi, podskakują. Ani jednego naturalnego gestu, ani jednego niewysilonego dowcipu. Panowie ogrywają męską urodę, panie prężą się i wyginają. Wyjątkiem jest chwilami autentycznie zabawna Magdalena Karel, ale i ona z pustego nie naleje. Jak bardzo jest zdolna, wiem choćby z "Tiramisu" Joanny Owsianko, wystawionego w warszawskim Laboratorium Dramatu. Powinna jednak uważniej wybierać propozycje.
Antykomedia w Prezentacjach jest bowiem dla młodych wykonawców niedźwiedzią przysługą. Zarobią swoje pieniądze, wstydząc się, że na scenie muszą robić tak idiotyczne wygibasy. Podobno część z aktorów niedawno skończyła, a inni właśnie kończą szkoły teatralne. Dlatego na kasie powinno wisieć ogłoszenie: "Dyrektorom teatrów wstęp wzbroniony". Bo załóżmy, że przyjdą z nadzieją, że zaproponują komuś angaż i co zobaczą? Aktorów bez zawodowych umiejętności, poczucia rytmu i humoru, o wdzięku nie wspominając. Nie mówię, że ich nie mają. Wierzę, że jest odwrotnie. Po prostu Romuald Szejd, reżyserując "Karton", bezlitośnie wyrugował z nich wszystko, co dobre. Zamiast francuskiej komedii zrobił bawarski szmelc. Zabrakło tylko jodłowania.
"Karton"
Clement Michel
Reż. Romuald Szejd
Teatr Scena Prezentacje w Warszawie
Premiera: 27 czerwca