Temat wydaje się ważki - oto grzęźniemy w internecie, który miesza urojenia ze spełnieniami. Poprzebierani w infantylne nicki, giniemy wśród monitorów. Ale jedyne pytanie serio, które zadaje sobie widz krotochwili Turkiewicza to kwestia, czy będzie nas ktoś szukał? Po sobotniej premierze - chyba nikt. Ewie, bohaterce "Bloksu" realność miesza się z nierealnością. Uczciwiej byłoby powiedzieć, że marzenia o udanym pornobiznesie mieszają się z publicystycznymi stereotypami samców-internautów. Łajdusy, hipokryci, kryptozboczeńcy - wykrzykuje Magdalena Engelmajer-Turkiewicz.
I gdyby były to diagnozy na poziomie Tofflera, wytrzymałbym. Wytrzymałbym aktorstwo, choć godzina gry w manierze niby-Jandy z "Szymon Majewski Show" męczy. Wytrzymałbym nawet papierową ilustracyjność scenariusza.
To prawda, dowiadujemy się po kolejnym blackoucie, że jednak oglądamy dwa światy. Pierwszy to swoisty "Truman Show" dla ubogich seksfrustratów, o którym opowiada panienka z dobrego domu, dla nudy i kasy serwująca ciało przez cyberkamery. Drugi to jacyś oni, może administratorzy "Second Life", układajcy scenariusze naszego życia i marzeń. O tym, że czuwają niczym Wielki Brat, trąbią głośniki. Tresująca jest tresowana. Blogująca jest wblogowana. Ni to science fiction, ni thriller w dość tandetnej scenograficznie przestrzeni - kilka lamp, okute blachą drzwi, więc może areszt.
Przez pierwszy kwadrans próbowałem zrozumieć, jaki błąd popełnił autor monodramu i reżyser zarazem. Otóż Turkiewicz uznał, że Ewa powinna swoją wypowiedź wykrzyczeć niczym przekupka na bazarze. Tymczasem internet oznacza wyciszenie, introwersję, niepodzielność. Sieć to sprzysiężenie egotyków i ekshibicjonistów. Seks w sieci ma oczywiście fanów, ale też nikt z nich nie biega po blokowiskach, rycząc jak łoś, w jaki sposób i z kim się cyberbzyka.
Po znakomitym monodramie "Aaa… pracy szukam, matkę oddam" tym razem wtopa. Całkowicie w realu.
"Blox - jestem dostępna"
Szymon Turkiewicz; reż. autora
Teatr Zakład Krawiecki we Wrocławiu
premiera 10 listopada
Szymon Turkiewicz napisał tak kusą sztuczkę, że przecierałem oczy, jakbym oglądał "Fircyka w zalotach" Zabłockiego. "Blox - jestem dostępna" jest tendencyjny, nieznośnie dydaktyczny i mało śmieszny
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama