W poniedziałkowym koncercie galowym udział wzięło aż trzech laureatów Konkursu Chopinowskiego. Szkoda jednak, że z całego składu tylko Garrick Ohlsson zrobił jednoznacznie pozytywne wrażenie. W koncercie e-moll op. 11 Amerykanin ujął jak zwykle prawdziwie młodzieńczą energią i spontanicznością oraz warsztatową rzetelnością, choć jego interpretacji trudno było przypisać szczególną głębię.
Poprawnie, bez iskry
Walor świeżości zatraciła gra Li Yundi, warszawskiego debiutanta z 2000 roku. Pianistyka dwudziestoośmioletniego Chińczyka satysfakcjonowała w trzech Nokturnach – być może dlatego, że artysta promował nimi swoją nową płytę, a może po prostu są one najbliższe jego wrażliwości.
Tej samej formalnej klarowności i brzmieniowej elegancji trudno było się jednak doszukać w Andante spianato i Wielkim Polonezie Es-dur, gdzie Li Yundi dał upust niezdrowym skłonnościom do manierycznej nadekspresji oraz pustej wirtuozerii. Rówieśnik Lang Langa dawno już przegrał ze swoim krajanem i naturalnym konkurentem w dziedzinie medialnej siły przebicia, niestety coraz wyraźniej pozostaje w tyle również, jeśli chodzi o artystyczne dojrzewanie.
Z kolei co najwyżej poprawnymi określić można relacje łączące Dang Thai Sona (laureata X Konkursu) z modnym ostatnio historycznym fortepianem. Do pierwszej konfrontacji Wietnamczyka z „autentycznym brzmieniem” muzyki Chopina doszło w 2006 r. Od tamtej pory zyskał pełniejszą kontrolę nad kapryśnym brzmieniem XIX-wiecznego Erarda, pogłębił też komunikację z Orkiestrą XVIII Wieku Fransa Brueggena, jednak daleko mu jeszcze do improwizacyjnej swobody oraz kolorystycznego rozmachu, o które aż prosi się koncert f-moll op. 21.
Opozycja nominalnego „gwiazdorstwa” oraz faktycznego interpretacyjnego wizjonerstwa określiła przebieg nie tylko galowego wieczoru w Operze Narodowej, lecz całego tygodnia urodzinowego. Pomimo upływu lat wielbieni w Polsce Rafał Blechacz (22 lutego) oraz Ivo Pogorelić (23 lutego) zdają się pozostawać więźniami mitu własnej młodości. Nużąco poprawnej, nieśmiałej i konwencjonalnej w przypadku 25-letniego Polaka, narcystycznej, agresywnej i coraz bardziej zgorzkniałej, a coraz mniej pyszałkowatej u 50-letniego Chorwata. Blechacz wciąż boi się muzyki Chopina, muzyka Chopina coraz bardziej boi się psychotycznego Pogorelicia...
Nauka płynie z Francji
Wiele do myślenia daje fakt, że najciekawszymi występami tygodnia urodzinowego okazały się recitale Piotra Anderszewskiego (bez utworów Chopina) oraz Leif Ove Andsnesa (z ich skromnym udziałem) – pianistów zdecydowanie mniej medialnych, bardziej „elitarnych”. Słabo nad Wisłą znany Norweg połączył genialną precyzję oraz intelektualną dyscyplinę z ekspresyjną żywiołowością i dosadnością. Anderszewski pozostaje poetą brzmienia i szamanem czasu muzycznego: nawet słusznie zapomniane opusy Schumanna nabrały pod jego palcami hipnotycznej siły.
Czytaj dalej >>>
Starania organizatorów Roku Chopinowskiego, by uczynić z tygodnia urodzinowego ruchomy panteon współczesnej chopinistyki spełzły na niczym z bardzo prostego powodu. Sztuki najwyższych lotów nie da się przewidzieć, zaprogramować i „wyegzekwować” – ona po prostu się czasem przytrafia. Paradoksalnie rzadziej, jeśli stawia się na medialne nazwiska, które są himeryczne, mają swoje kaprysy, gorsze dni, często nie dorastają do własnej legendy, a czasami... zwyczajnie nie przyjeżdżają (główną gwiazdą Koncertu Galowego w Operze Narodowej miała być przecież Martha Argerich). Ale czy istnieje alternatywa? Owszem, czego najlepszy przykład stanowi festiwal Szalone Dni Muzyki w Nantes.
Na tegorocznej chopinowskiej edycji imprezy nie zabrakło prawdziwych wizjonerów współczesnej pianistyki, ale też zwariowanych happeningów, międzygatunkowych eksperymentów oraz jedynej w swoim rodzaju Renegade Steel Band Orchestra z Trynidadu, która wykonuje m.in. muzykę Chopina na złomie pozostawionym przez wycofujące się wojska amerykańskie. Co najważniejsze, słuchacze mogą swobodnie przemieszczać się pomiędzy rozgrywającymi się równolegle koncertami – nie ma więc miejsca na nudę, rozczarowanie oraz pusty kult medialnych gwiazd. Efekt jest imponujący: sprzedano 130 tysięcy biletów, a do kas trafiło 17 milionów euro.
Szaleństwo muzyki nad Wisłą
W tym roku Szalone Dni Muzyki zawitają także do Polski. Importowany z Nantes trzydniowy maraton odbędzie się w połowie czerwca w gmachach Opery Narodowej i Teatru Narodowego oraz w ogromnym namiocie rozbitym u ich podnóża. A my wiemy na pewno, że Chopin nie był Francuzem. Wielka szkoda...