"Dziennikarstwo - mówił Vargas Llosa - zmusiło mnie do sprawdzania, upewniania się co do faktów, nauczyło mnie, jak ważna jest przezorność. Gdybym nie miał w sobie dziennikarskiej dyscypliny, nie byłbym pisarzem. Obsesyjnie wszystko sprawdzam i koryguję (...) Pisanie to ciężka służba, ale także radość, wielka radość".

Reklama

Vargas Llosa, już po napisaniu głośnej powieści "Miasto i psy", która ściągnęła na niego wściekłość władz wojskowych Peru, pracował w dziennikach "La Cronica" i "La Industria" i w innych redakcjach.

Opowiada, jak przygotowywał się do napisania swej najnowszej książki, "El sueno del celta". Dla zebrania materiału pojechał do Konga, gdzie żył jakiś czas bohater jego książki. Mówi, że i tym razem nie zawiodła go dyscyplina, jakiej nauczył się w zawodzie dziennikarskim.

Vargas Llosa zwierza się, że ostatnimi laty zupełnie nie oczekiwał Nobla.

"Być na listach to koszmar, ponieważ mnóstwo ludzi dzwoni i dzwoni, aby zapytać, czy to prawda, że mam dostać Nobla" - mówi.

Był od lat przekonany, że nie jest pisarzem, który pasuje do tej nagrody.

"Pytacie dlaczego? Dlatego, że doszedłem do wniosku, iż nie mieszczę się w +typie+ noblisty; jestem pisarzem konfliktowym, głoszę niewygodne poglądy, mylę się i nie zawsze mówię, co sądzę o pewnych rzeczach; wszystko to kazało mi myśleć, że nie jestem pisarzem, którego pogląd na literaturę pasuje do poglądów jury nagrody" - powiedział.

W chwili udzielania wywiadu dla hiszpańskiego dziennika Vargas Llosa nie znał jeszcze uzasadnienia werdyktu. Przytoczył mu je dziennikarz: nagrodzony za "kartografię struktur władzy oraz wyraziste obrazy oporu, buntu i porażek jednostki".

Vargas Llosa zareagował spontanicznie: "To wspaniałe. Ogromnie się cieszę. Oby to była prawda! W istocie, temu służy moje dzieło, ukazaniu oporu jednostki wobec władzy, walki ludzi o zachowanie swej indywidualności w świecie, w którym ta wolność jest tak tępiona. Ta nota bardzo dobrze oddaje to, co myślę".