"To świetna wiadomość, że film wreszcie pojawił się w kinach" - mówi nam dziennikarka rubryki Life & Style w „Times” Alexia Skinitis. "<Seks w wielkim mieście> przecież sporo namieszał w życiu współczesnych kobiet. To chyba pierwszy serial pokazujący kobiety, które robią karierę i śmiało, bez ogródek, rozmawiają o seksie i mężczyznach. Sama Carrie jest chyba zresztą pionierką bardzo popularnego dzisiaj seksfelietonu.
To niewątpliwie jeden z najbardziej oczekiwanych filmów 2008 roku. "Seks w wielkim mieście” na srebrnym ekranie jest kontynuacją serialu HBO na podstawie bestsellerowej powieści Candace Bushnell. King pokazuje cztery bohaterki kilka lat po zakończeniu szóstego sezonu: felietonistka i pisarka Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker) nadal mieszka w swoim apartamencie na Upper East Side, pracuje nad czwartą książką, pisze teksty dla "Vogue” i jest zaręczona z Mr Bigiem. Pośredniczka w sprzedaży dzieł sztuki Charlotte York (Kristin Davis) żyje z mężem i adoptowaną córką przy Park Avenue. Cyniczna prawniczka Miranda Hobbes (Cynthia Nixon) zmaga się z urokami i trudami macierzyństwa na Brooklynie, a seksowna specjalistka od PR Samantha Jones (Kim Catrall) przeniosła się do Los Angeles, aby tam wspierać rozwój kariery aktorskiej swojego chłopaka.
Opinie krytyków po pokazie były podzielone. Część złośliwie skomentowała, że film nie jest hitem, a jedyni mężczyźni, którzy pójdą do kina, będą albo recenzentami, albo nieszczęśnikami pod przymusem przyprowadzonymi przez swoje partnerki. Również producentom dostało się w kość za brand placement: "Cała fabuła to miłość plus markowe etykietki" - podsumowała uszczypliwie recenzentka "Daily Telegraph” Celia Walden, a Will Pavia z "Times” przyznaje, że ledwo wysiedział 2 godziny i 20 minut na filmie, który jest jak niekończące się eleganckie przyjęcie, i przyznaje produkcji jedynie 2 gwiazdki na 5.
Co do jednego wszyscy krytycy są jednak zgodni - zwykli fani serialu na pewno dostaną to, na co czekali 4 lata, i będą zadowoleni: "Kobiety na widowni szlochały i wiwatowały. Cały film był dla nich jak katalog Neimana Marcusa na sterydach" - dowcipkował krytyk Fox News Roger Friedman, nawiązując do sieci ekskluzywnych sklepów, modnych wśród zamożnych Amerykanek.