– Zawsze chciałem być tancerzem, ale o wiele za późno się za to zabrałem na poważnie – rozpoczyna opowieść o swojej przygodzie ze sztuką Isaac Julien. – Od dziecka interesowałem się tańcem i czarną muzyką. Ruchem, wtedy jeszcze nieuświadomionym, wyrażałem emocje, które wyzwalały we mnie puszczane przez rodziców płyty – wspomina. – Z tamtych czasów pamiętałem kawałek „The Tide is High” napisany przez Johna Holta i śpiewany przez The Paragons. Wykorzystałem go potem w swoim projekcie „Paradise Omeros” pokazywanym na Documenta 11 w Kassel. Już w dzieciństwie muzyka była dla mnie czymś więcej niż rozrywką. Pozwalała zadawać sobie pytania o własną tożsamość, o autoidentyfikację.

Reklama

Z pędzlem i kliszą

Julien w młodości tańczył m.in. w London Youth Dance Theatre, uczęszczał także do London Contemporary Dance School. – Uczyłem się tańca współczesnego między 15. a 19. rokiem życia. Jednak aby dojść do mistrzowskiej formy, należy w tej dziedzinie zaczynać dużo, dużo wcześniej. Dlatego zająłem się sztuką – twierdzi artysta.

Brytyjczyk rozpoczął więc studia na prestiżowej akademii St. Martin’s. Na kursie przygotowawczym w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych wyróżniał się na tyle, że w czasie wystawy prac profesorskich pokazano też kilka jego projektów. Przez pierwszy rok w St. Martin’s Julien grzecznie zajmował się malowaniem, po czym uznał, że to ciągle nie to. – Przerzuciłem się na kręcenie fabuł antynarracyjnych. I to one, w połączeniu z niesłabnącą miłością do dokumentu, okazały się strzałem w dziesiątkę.

Spotkanie z primabaleriną

Większość performerów i artystów wideo tworzy wyłącznie na własne konto, Isaac Julien od lat otacza się gronem znanych z imienia i nazwiska współpracowników. – Jako artysta współpracuję z innymi twórcami. Dopiero przy aktywnym udziale wielu innych osób osiągam swoje artystyczne zamierzenia – tłumaczy. Do jego najbliższych współpracowników należy operatorka Nina Kellgren, która u boku Juliena pojawiła się na konferencji prasowej poprzedzającej otwarcie wystawy „Western Union: Small Boats” w warszawskim CSW. Kellgren to także była tancerka baletowa, której wypadek uniemożliwił kontynuację błyskotliwej kariery. Juliena poznała w 1986 roku. – Nigdy nie rozmawiamy o pierwszym filmie, który zrobiliśmy razem. Dlatego że z dzisiejszej perspektywy „Passion of Remembrance” to najzwyczajniej w świecie zły film – śmieje się artysta. Kellgren od ponad 20 lat pracuje jako operatorka przy filmach Juliena. Regularnie bywa na łódzkim festiwalu Camerimage, który bardzo ceni. – Połączyły nas z Niną wspólne doświadczenia: przeszłość taneczna, posługiwanie się tym samym językiem i chęć przekładania go na ruch, który potem rejestrujemy kamerą. Dobre porozumienie między reżyserem i operatorem to sprawa bezcenna – podkreśla Julien.

Nuty autonomiczne

Reklama

Wideo-art i dokument stały się dla Juliena najważniejszą formą twórczości, ale Brytyjczyk nigdy nie porzucił swojej największej pasji. – Do dziś taniec to dla mnie jedna z ważniejszych form artystycznego wyrazu. Choreografia jest zawsze żywo obecna w moich projektach. Teraz patrzę na nią jednak głównie przez pryzmat np. montażu. Częściej niż autorem jestem odbiorcą i reżyserem ruchów ciała w konkretnej przestrzeni. Do dziś Nina wspomina, że na początku naszej współpracy powiedziałem jej: „Jeśli coś poczujesz, to to poznasz”. Bo dla mnie obcowanie ze sztuką ma wymiar organiczny.

Isaac Julien ma też ciekawą teorię postrzegania dźwięku. – Fonia to nie ilustracja do obrazu, dźwięk ma przekazywać treści, których nie widać. Dlatego wkurza mnie muzyka w filmach, która łopatologicznie sugeruje, jakie emocje widz powinien w danej chwili odczuwać!

Zarówno dźwięk, jak i taniec są dla Isaaca Juliena ważne jako autonomiczne byty związane z ruchem, a nie jako środek do opisu rzeczywistości. Dlatego też warszawską odsłonę swojej pracy „Western Union: Small Boats” artysta uznał za najlepszą na świecie spośród dotychczasowych prezentacji. – Organizacja ekspozycji wymusza cyrkulację odwiedzających, by mogli w pełni odebrać cały projekt. Julien swoją pracę pokazywaną w CSW porównuje zresztą do przeboju Niny Simone „Strange Fruit”: – Straszna tematyka, ale niebywale pięknie zaśpiewana.