Wiktor Jerofiejew – jeden z najważniejszych współczesnych pisarzy rosyjskich – powraca z powieścią „Różowa Mysz”, postmodernistyczno-baśniową historią o tym, jak żywi odwiedzają zaświaty, „podwodne imperium Car-Dna”, a także o tym, co może wyniknąć ze spotkania życia z nie-życiem i czasu z bezczasem. Oczywiście u Jerofiejewa czytelnika traktuje się poważnie – innymi słowy, nie będzie to lektura łatwa i przyjemna, raczej kluczenie po labiryncie wzniesionym w literackim świecie, w którym związki przyczyn i skutków bywają nieco inne niż w naszej rzeczywistości. Jest to literatura żartu, kaprysu, podświadomych skojarzeń – skrywa jednak poważną refleksję egzystencjalną. Naturalnie pisze się tu także o Rosji, niemniej, jak mówi nam autor, nawet wówczas, gdy pojawiają się u niego rosyjskie dekoracje, są one tłem dla życia, którego podmiotem jest człowiek.
DGP: Czy „Różowa Mysz” to mroczna baśń? Jej podtytuł głosi, że to „powieść czarodziejsko-polityczna dla dorosłych”?
Wiktor Jerofiejew: Nie uważam, żeby „Różowa Mysz” była bardzo mroczna, w każdym razie nie jest mroczniejsza niż nasze powszednie istnienie. Po raz pierwszy pisałem bajkę – pisałem ją z taką myślą z tyłu głowy, żeby sporządzić coś na kształt mapy drogowej życia, to znaczy, by oddać w baśni kluczowe elementy egzystencji: śmierć, miłość, zdradę, więzi rodzinne, dobro i zło, a nawet pieniądze. Bajka, założyłem sobie, dobrze nadaje do tego celu przez swoją konwencjonalną sztuczność. Niech pan spojrzy na operę: w operze artyści wychodzą na scenę i donośnie śpiewają o swoich emocjach i swoim życiu, a publiczność uważa, że to jest całkiem normalne zachowanie (Wiktor Jerofiejew jest autorem libretta – opartego na własnej prozie – do opery „Życie z idiotą” Alfreda Schnittkego – przyp. pk). W bajce jest podobnie – tyle że śpiewa się o życiu w języku bajkowym. Może się początkowo zdawać, że zarówno opera, jak i bajka wybierają dość osobliwe środki wyrazu, ale w gruncie rzeczy da się za ich pośrednictwem opowiadać realistyczne historie, właśnie z powodu tej wyraźnej, ale oswojonej konwencji. Poza tym zauważyłem, że bajka zyskuje na stylistycznej energii, kiedy połączyć ją z ostrymi, potocznymi dialogami. „Różowa Mysz” stoi dialogami, trzyma się na nich.
Reklama
A jeśli będzie za dużo metafor? Za dużo środków stylistycznych?
To nic nie szkodzi. To też coś znaczy, kiedy metafory masowo się odklejają i spadają na ziemię. W każdym razie myślę, że natura ludzka staje się lepiej widoczna, gdy się o niej pisze w dziwnych bajkach, trochę cynicznych, trochę politycznych i z gruntu nieprawdopodobnych. Nawet to nieprawdopodobieństwo koresponduje z rzeczywistością: w mojej powieści narratorką jest 11-letnia dziewczynka, ale w rosyjskim wydaniu książka ma na czwartej stronie okładki znaczek „16+” – dozwolone od 16. roku życia. A zatem sama narratorka nie mogłaby tej książki przeczytać.