Kto śledzi życie intelektualne polskich parlamentarzystów, pamięta słowa Renaty Beger, która - cytując Churchilla - z przekonaniem mówiła, że "demokracja jest najgorszym z ustrojów". Pani poseł nie przytoczyła jednak drugiej części sławnej maksymy. Zapewne przeczuwała, że można jednak wymyślić coś lepszego. Oto bowiem Michał Zygmunt proponuje rozwiązanie rzekomo lepsze od demokracji, zawsze nośne, choć i wywołujące przerażenie - anarchię. "New Romantic" to powieść o wolności, lecz nie tej "ku" czemuś, lecz "od" czegoś. Od czego? Głównie od demokracji.

Ta ostatnia w książce Zygmunta jawi się jako system zwyrodniały, bo opierający się na woli większości. A większość, jak to większość, zazwyczaj nie przepada za mniejszościami. "New Romantic" kojarzy się z filmem Jasona Reitmana "Dziękujemy za palenie". Ów przewrotny obraz opowiadał o tym, że absolutny kult wolnej woli prowadzić może do zwyrodnień. Ostatecznie dając nam możliwość wyboru, nikt nie gwarantuje, że podjęte przez nas decyzje będą słuszne i bezpieczne.

Podobną treść niosą opowiadania Zygmunta. Jeden z jego bohaterów, Misu, lewak i anarchista, który chadza w arafatce i wygłasza naiwne slogany o społecznej sprawiedliwości i rewolucji proletariatu, to wrażliwiec marzący o państwie opiekuńczym. Buntownik, ale nie fanatyczny, wciąż szukający nadziei, mimo że ostatni prawi ludzie dawno już pogasili światła. Kiedy poznaje młodych radykałów z Ruchu Aktywnej Anarchii, jego bezsilny bunt zostanie precyzyjnie ukierunkowany - wkrótce będzie miał wziąć udział w akcji sabotującej przedwyborczy wiec Zbigniewa Religi.

Kreśląc portrety swoich bohaterów, Michał Zygmunt nie szczędzi uszczypliwości żadnej ze stron bieżących politycznych konfliktów. Autor nie ufa żadnej ideologii, nie wierzy w żaden polityczny porządek i słuszne idee. Mógłby sparafrazować głośny niedawno slogan i napisać na swej koszulce: "Nie płakałem po nikim". Istotnie autor nie płakał ani po Monte Casino, ani Powstaniu Warszawskim, obozach koncentracyjnych, Solidarności, Popiełuszce, Wałęsie, ani po Papieżu. Zygmunt naśmiewa się z narodowych świętości, chce podważać autorytety i obalać mity. Ale sposób, w jaki o nich pisze, razi intelektualną pustką i lingwistycznym efekciarstwem, dlatego "New Romantic" to książka nie tyle obrazoburcza, co bezczelna. U Zygmunta nic nie ma wartości, wszystko zaś można wyszydzić, każdego ośmieszyć i odrzucić. Pozostaje jedynie pustka.

W przedmowie Łukasz Andrzejewski przewiduje, że krytykom książki Zygmunta przeszkadzać będzie jej upolitycznienie. Nic z tych rzeczy. W opowiadaniach młodego pisarza irytuje to, że zbyt łatwo poddaje się fabularnym schematom i zaciąga intelektualne pożyczki. Groteskowy obraz wojny "starego" i "nowego", tu ucieleśnianego przez bojówki narodowców i założoną przez gejów i lesbijki Armię Tęczową, jako żywo przypomina ów stworzony przez Ignacego Karpowicza w "Niehalo". Autor co krok popisuje się swoją erudycją, na przykład pyta niczym Hans Jonas, czy w obozach koncentracyjnych, w których IV RP przetrzymywała homoseksualistów, był Bóg. Zapomina jednak, że o ile "Idea Boga po Auschwitz" tego ostatniego jest dziełem niezapomnianym, o tyle "New Romantic" ma krótszy termin przydatności do czytania.

Młody literat chciał napisać książkę, która pokaże beznadzieję nadwiślańskiej rzeczywistości. Przekonanie Polaków, że polityka to bagno, nie należy do zadań najtrudniejszych, ale zrobienie tego lepiej, niż czynią to nasi przywódcy, wymaga już talentu. Na tym zadaniu Michał Zygmunt musiał polec. I poległ.


New Romantic
Michał Zygmunt, Ha!Art 2007













Reklama