Autor "Rien ne va plus" czy "Pociągu do podróży" przyzwyczaił nas, że lubi stylizacje, gry formalne i barokowe koncepty. Jego pierwsze dwie powieści pełne były literackich atrakcji, ale nadmiar sprawiał wrażenie popisów narracyjnych i nieco nużył. Dopiero w trzeciej książce "Don Juan raz jeszcze" osiągnął mistrzostwo formy: stworzył powieść lekką, a zarazem wielowarstwową o tajnej misji Juana de Valesco. Pojawia się w niej m.in. wątek ludzkiej namiętności do sprawowania władzy, który Bart rozwija w pełni w "Fabryce muchołapek".

Reklama

Jej bohaterem jest postać symbol - Chaim Rumkowski, o którego spór toczy się od dziesięcioleci. Nazywano go Królem Chaimem Pierwszym i sprawował w łódzkim getcie władzę absolutną. Uznał, że jedyna szansa dla Żydów to być dla Niemców niezastąpionymi i zorganizował getto jak fabrykę. Dzięki niemu przetrwało ono najdłużej, ale sposób rządzenia sprawił, że był powszechnie znienawidzony - korzystał z przywilejów, otaczał się szumowinami i pochlebcami, a Żydów z Zachodu pierwszych wysłał z transportem. Nawoływał do oddawania Niemcom małych dzieci i ludzi chorych, żeby ocalić zdrowych i zdolnych do pracy. O tym wszystkim dowiadujemy się z niezwykłego sądu, jaki zorganizował mu Bart w swojej powieści.

Tym razem również mamy wyrazisty koncept literacki kojarzący się z "Mistrzem i Małgorzatą". Pojawia się człowiek w typie diabelskim, który wręcza narratorowi pieniądze, by opisał pewne zdarzenie. Okazuje się, że we współczesnej Łodzi w starym budynku przenikają się rzeczywistości i tam toczy się zaświatowy sąd nad Rumkowskim. Jako świadkowie pojawiają się zmarli Żydzi z getta, hitlerowiec i zwierzchnik Rumkowskiego Hans Biebow, a nawet Hannah Arendt. Są też siostry Kafki (też zginęły w getcie łódzkim) i jego kochanka Dora Diamant. Rozprawie przysłuchuje się żona Rumkowskiego i chłopiec, sierota, który jest najpełniej przedstawioną postacią w powieści. Reszta to zaledwie wyraziciele racji, jak w teatrze - okazuje się wręcz, że najlepiej postać "pana prezesa" opisać słowami Szekspira z "Króla Leara" czy "Ryszarda III". Sam Rumkowski nie wypowiada ani słowa.

Ten odrealniony sąd staje się za to figurą procesu, który toczy się nad Rumkowskim cały czas. Rumkowski jest przecież obecny na ulicach Łodzi, na antysemickich plakatach, w kolejnych rozprawach naukowych. I ten spór o niego jest w gruncie rzeczy nierozstrzygalny. Wszystko się dokonało, został zapamiętany jako zbrodniarz, a nie wybawiciel. Inaczej niż Adam Czerniakow, naczelnik warszawskiego getta, który popełnił samobójstwo, gdy zrozumiał, że nic nie może zrobić. O Rumkowskim dowiadujemy się wiele: impotencja podsycała w nim żądzę władzy, urządził sobie getto na wzór ochronki dla sierot. Jednak Bart nie tyle dodaje nowe argumenty, co umieszcza go w długim szeregu tyranów kochających władzę. I przystawia lustro tym, którzy wygłaszają argumenty, czyli nam wszystkim.

A jednak ten zamysł i cała konstrukcja, choć ciekawe, pozostawiają niedosyt. Po pierwsze, zbyt oczywiste wydaje się nawiązanie do Bułhakowa, a wzorowana na nim groteska i lekkość narracji zacierają dramatyzm i postaci, i sporu. Za dużo mamy tu rozpoczętych wątków czy aluzji, które nie wiadomo, dokąd prowadzą. Może niedosyt bierze się też stąd, że bohater tego formatu wzbudza wielkie oczekiwania. Literatura polska ostatnio boi się takich postaci. Niesłusznie, bo z kim, jak nie właśnie z nim powinna się mierzyć? Jednak wielkich oczekiwań nie da się zaspokoić ani nie da się osądzić takiej postaci - tak zdaje się twierdzić Bart i z tym nas zostawia, jak z lekcją do przemyślenia.