Sprawcą całego zamieszania jest 47-letni Jakub Ekier - poeta, eseista, tłumacz i stały współpracownik czasopisma "Literatura na Świecie". Jego zdaniem polski przekład "Procesu", opublikowany w 1936 roku, nie jest ani doskonały, ani zbyt wierny oryginałowi. "Autorką tłumaczenia była Józefa Szelińska, choć przez lata przypisywano je Bruno Schulzowi. Schulz dokonał jednak tylko korekty gotowego już tłumaczenia, nie miał zbyt wielkiego wpływu na ostateczny jego kształt" - twierdzi Ekier.

Reklama

Manuskrypt powieści powstał w latach 1914-15 i cudem uniknął zniszczenia. Umierający Kafka polecił go spalić razem z innymi niewydanymi rękopisami. Przyjaciel pisarza, Max Brod nie uszanował ostatniej woli pisarza. Wręcz przeciwnie, zaczął porządkować stos powyrywanych z zeszytów kartek, zapisanych dwustronnie i pogrupowanych w stosiki opatrzone prowizorycznymi tytułami. Kafka nie zostawił spisu treści, nie wiadomo, które części uważał za nieukończone.

Brod poukładał rozdziały wedle swojego rozumienia powieści, kończył akapity, ujednolicał nazwy. Książka ukazała się po raz pierwszy w 1925 roku, rok po śmierci Kafki. Na tej przygotowanej przez Broda wersji "Procesu" opierano wszystkie kolejne wydania i tłumaczenia, aż do początku lat 90., kiedy w Niemczech ukazało się krytyczne wydanie powieści oparte na rękopisach ze zmienioną kolejnością rozdziałów. Jakub Ekier w swym tłumaczeniu zastosował chronologię, przyjętą przez niemieckich badaczy.

"Proces" doczekał się różnych, często sprzecznych interpretacji. Był wielokrotnie adaptowany na potrzeby sceny - między innymi przez Agnieszkę Holland, Adama Hanuszewicza, Jerzego Jarockiego, a ostatnio przez Macieja Englerta w stołecznym Teatrze Współczesnym. Wersja kinowa powstała w 1963 roku. Wyreżyserował ją Orson Welles, a w postać Józefa K. wcielił się Anthony Perkins. 30 lat później scenariusz nowej ekranizacji napisał Harold Pinter, a główną rolę zagrał Kyle MacLachlan.