Mowa oczywiście o "Pannie Nikt", wydanej w latach 90. powieści, która stała się jedną z najbardziej dyskutowanych książek dekady. Chwalona przez Miłosza, sfilmowana przez Wajdę, przetłumaczona na kilkanaście języków – pisarz milczał po niej dziewięć lat (nie licząc napisanej wespół z Ryszardem Janikowskim "Sadzawki Syloe").
Drugą powieścią Tryzna zmienił optykę, nie odchodząc jednocześnie od interesujących go zagadnień. W "Idź, kochaj" pisarz postawił na bohatera chłopięcego – Romka Stratosa. Jednak i tu opowiada traumatyczną historię o dojrzewaniu, dla którego scenerią początkowo jest prowincja, potem wielkie miasto.
Stratos powraca w "Bladym Niko". Lądujemy w latach 60. ubiegłego wieku, by zanurzyć się w głębokiej, choć nie tak strasznej PRL. Oto Romek (zwany Bladym Niko z powodu swej suchotniczej urody) ma już lat siedemnaście, jego rodzinie powodzi się nieco lepiej – ojciec i matka zajmują się krawiectwem, a sam Niko odkrywa w sobie artystyczne powołanie. Wraz z kolegami próbuje kręcić filmy, przeżywa też pierwsze uniesienia erotyczne.
W tej książce, po troszę inicjacyjnej, utrzymanej w "chłopackim" klimacie, dużo jest humoru, a wszystkie przygody kończą się właściwie dobrze. Choć scenerią jest ponury Śląsk, to nikt nie doświadcza tu traumy ważącej na całym życiu, nikt nie musi nogami i rękami walczyć o byt. A wiadomo – gdy zaspokojone są potrzeby niższego rzędu, przychodzi czas na kulturę duchową. Kręcenie filmów to powiew wolności w totalitarnej rzeczywistości, w jakiej przyszło dorastać bohaterom "Bladego Niko". I choć ich marzenia nie zostaną do końca spełnione, nie będzie tu bólu z powodu utraty złudzeń. Poznanie życia wiedzie tu do zrozumienia wartości przyjaźni.
Trzecia książka Tryzny przypomina w pewien sposób film Jacka Borcucha "Wszystko, co kocham". Tematem obu jest dojrzewanie w poprzednim systemie i próba ucieczki od jego brzydoty poprzez sztukę. Tyle że w książce Tryzny wiele rzeczy zgrzyta. Przeszkadza przede wszystkim jego styl – gorączkowa, nieuporządkowana fala wspomnień i anegdot, która przypomina niekontrolowany zapis prowadzony ręką debiutanta. Nużą też zawarte w książce streszczenia filmów, które zamierza zrealizować Stratos. Poza tym inicjacja seksualna chłopca dokonana przez nauczycielkę jest chwytem wręcz podręcznikowym. I choć zabawnie opisana, nie przekonuje.
Ale największe zastrzeżenia można mieć do samego pomysłu na książkę. Kiedy zna się dwie poprzednie, które przecież przerabiały ten sam temat, pojawia się pytanie, czy twórca "Panny Nikt" nie pisze przypadkiem wciąż tej samej powieści. Trzeba przy tym zaznaczyć, że Tryzna ma trudniej niż inni pisarze, którzy idą tą samą drogą, bo wiecznie musi odbijać się od nieszczęsnej "Panny Nikt", a jej poziomu już w kolejnych książkach nie osiągnął.