Honoriusz Balzac zawsze miał u nas fory. Zawdzięczał to wieloletniemu, choć głównie korespondencyjnemu, romansowi z Eweliną Hańską oraz Tadeuszowi Boy-Żeleńskiemu, który kongenialnie przełożył na polski jego najlepsze powieści. Niestety, w biografii pisarza, pióra Stefana Zweiga, nasza rodaczka wypada niewiele lepiej niż Izabela Łęcka z "Lalki". Wychodzi na to, że kochała raczej sławę Balzaka, niż jego samego. Wyszła za autora "Fizjologii małżeństwa" z litości, gdy był już śmiertelnie chory.

Reklama

Pani Ewelina miała zresztą wszelkie powody, by lekce sobie ważyć genialnego Francuza. Balzac nie grzeszył urodą, dobrym gustem ani prawdomównością. Przez całe dorosłe życie ścigany przez wierzycieli, ewidentnie czyhał na fortunę polskiej arystokratki. Jego deklaracje wierności były warte mniej niż papier listowy, jakiego używał do korespondencji z panią Hańską.

Do książki Stefana Zweiga podchodzilem z nieufnością. Austriak przed samobójczą śmiercią nie zdążył jej dokończyć. Uczynił to inny emigrant - Richard Friedenthal, autor wydanych u nas biografii Lutra i Goethego. Jego ingerencje w tekst są jednak niewyczuwalne. "Balzac" nie jest też - czego można się było obawiać - pomnikiem wystawionym jednemu pisarzowi-perfekcojniście przez drugiego.

Zweig wielbi Francuza jako Napoleona literatury, który stworzył "drugi samoistny wszechświat obok ziemskiego", ale nie zamyka oczu na niedostatki charakteru swego idola. A można by nimi obdzielić kilku ludzi. Ojciec nowoczesnej powieści był patentowanym snobem ("de" które dopisał sobie do nazwiska zabawnie korespondowało z jego naturą nuworysza), kobieciarzem, sybarytą i mitomanem. Co budzi największy respekt, to jego pracowitość. Tylko w 1831 roku popełnił 75 uwierzytelnionych dzieł literackich - nie licząc tego, co produkował dla pieniędzy pod pseudonimem. Był zmorą drukarzy - przesyłał im nawet 15-16 korekt jednego tytułu.

Nieprawdopodobne wręcz epizody z życia pisarza, które przytacza jego biograf, stanowiłyby znakomitą kanwę dla filmowego scenariusza w zupełnie innym stylu niż mocno lukrowany serial "Wielka miłość Balzaka". Freudyzm, jakiemu hołdował w swej twórczości Zweig, w odróżnieniu od marksizmu, dobrze zniósł próbę czasu. Austriacki pisarz chyba trafił w sedno, twierdząc że gdyby jego bohater miał więcej szczęścia w miłosci i w interesach, nie powstałyby takie arcydzieła jak "Stracone złudzenia" czy "Kuzynka Bietka". Zamiast "Komedii ludzkiej" mielibyśmy tragikomicznego burżuja, podróżującego w karocy z arystokratycznym herbem.

BALZAC, Stefan Zweig, tłumaczenie: Wanda Kragen, wydawca: W.A.B., Warszawa 2008