Aleksander Sołżenicyn
Kochaj rewolucję! Niedokończona powieść
Prószyński i S-ka 2009
32 PLN
Reklama
_____________________________________________________________________________

Prószyński i S-ka ma nowy pomysł wydawniczy – publikuje "poboczne" utwory sławnych pisarzy – takie, które dotąd nie figurowały w żelaznym repertuarze czytelniczym nawet w ich ojczyźnie. Na początku roku były juwenilia Virginii Woolf "Siedem szkiców", później pisane na starość opowiadania Arthura Millera, a teraz nieukończona, nigdy wcześniej niepublikowana poza Rosją i Francją powieść Sołżenicyna "Kochaj rewolucję!".

Przyszły autor "Archipelagu Gułag" zaczął ją pisać w 1941 roku, kiedy miał 23 lata. Zajęcie to musiał porzucić, kiedy został wcielony do Armii Czerwonej. Twórczości literackiej nie ułatwił też roczny pobyt w więzieniu w Moskwie, gdzie trafił w 1945 roku za krytykowanie Stalina w liście do przyjaciela. Chwilę spokoju miał dopiero w specwięzieniu Marfino, do którego został przewieziony w 1946 roku. Trzymano tam naukowców, którzy zza krat prowadzili tajne badania dla rządu. Sołżenicyn przy okazji miał czas, by kontynuować swój młodzieńczy utwór; zanim zdążył go jednak skończyć, znowu musiał zmienić miejsce pobytu – tym razem na łagier w Kazachstanie. Dopiero po zwolnieniu w 1956 roku mógł wrócić do pisania. Ale młodzieńczej książki już nigdy nie skończył – w 1958 roku wprowadził do niej tylko poprawki.

Główny bohater Gleb Nierżin (to nazwisko będzie reprezentować alter ego pisarza także w późniejszych utworach) miał tak wiele wspólnego z autorem, że doświadczony Sołżenicyn zapewne nie mógł już do niego wrócić. Gleb, tak jak autor, studiuje matematykę w Rostowie nad Donem i zapisuje się na studia zaoczne w Moskiewskim Instytucie Filozofii, Literatury i Historii. Tak jak autor, w 1941 roku, kiedy Niemcy wypowiedzieli wojnę ZSRR, ma 23 lata. Tak jak on przez kilka miesięcy pracuje jako nauczyciel matematyki w szkole, by w końcu zostać zmobilizowanym. I tak jak autor, Gleb jest wyznawcą komunistycznej ideologii – Sołżenicyn w młodości zgrzeszył ze Stalinem.

Reklama

Gleb Nierżin jest człowiekiem bezkrytycznie wierzącym w Związek Sowiecki. Czytamy o nim na przykład: "Wspaniałe było również to, że Nierżin żył w najlepszym z krajów, w kraju, który miał już za sobą wszystkie kryzysy historyczne i został zorganizowany zgodnie z zasadami naukowymi i zasadami sprawiedliwości społecznej". Fakt, że sowieckie gazety, które od 23 czerwca 1941 roku piszą, że Hitler ciemięży Europę, przed tą datą nie kryły swojej sympatii do owych aktów ciemiężenia, nie wywołuje w nim refleksji. Groźba, że zostanie zesłany na 10 lat do łagru za coś, czego nie zrobił, również nie wydaje mu się podważać dziejowej mądrości gruzińskiego Herkulesa.

Nierżin opisany jest z sympatią, która mnie się nie udzieliła – nawet naiwność musi być wiarygodna. A jeśli już pisarz chciał pokazać naiwność aż tak wyolbrzymioną, to powinien podnieść również poziom ironii albo inaczej zdystansować się do bohatera – żeby jasne było, iż mamy do czynienia z satyrą, groteską czy powiastką, jak u Woltera.

Powieść ta jest zresztą pełna niespójności. Ponieważ nie została ukończona, nie wiadomo, czemu naiwność bohatera miałaby służyć – czy Sołżenicyn chciał napisać powieść o dojrzewaniu i traceniu złudzeń, czy też raczej powiastkę o prostaczku, który oglądał Rosję i nie zobaczył nic poza własną ideologią? Dowiadujemy się tylko tyle, że trafiwszy w zawierusze wojennej do taboru, wątły intelektualista Gleb z czasem nauczył się prostych chłopskich zajęć. Co ciekawe, młody Sołżenicyn opisuje tę metamorfozę z podziwem – czyżby próbował w ten sposób stworzyć odę do robotnika i chłopa? Z drugiej strony dowiadujemy się, że Gleb słyszy o cierpieniach Kozaków, którzy buntują się przeciw kołchozom – co wskazywałoby na plan skompromitowania ZSRR przez autora. A jednak nie widać, żeby bohater przechodził z tego powodu przemianę ideową. Znowu – czy to ma być dowód na jego głupotę, czy tylko tło historyczne? Do końca nie wiadomo. Gleb wprawdzie trochę mniej się już zajmuje miłością do najlepszego z systemów – ale nadal kwitnie w nim miłość do najlepszego z krajów, jego niezwyciężonej armii, dzielnych dowódców, w czym, notabene, widać ślady słynnego później Sołżenicynowskiego nacjonalizmu. Ostatnie rozdziały są opowieścią o poznawaniu realiów wojny – opisy życia w taborze i trwającej miesiąc podróży koleją do Stalingradu czytamy jednych tchem. Tutaj ujawnia się talent Sołżenicyna do snucia historii o różnych kręgach piekła i choćby dla tych fragmentów warto tę książkę przeczytać.

A jednak, znowu, poznanie niesprawiedliwości panującej w wojsku oraz absurdalności różnych aspektów systemu sowieckiego nie prowadzi do zmiany nastroju bohatera. Utknąwszy w bezpiecznym taborze, Gleb uparcie marzy tylko o tym, by zostać artylerzystą, trafić na front i tam zginąć. Opuszczamy go w momencie, kiedy jest na dobrej drodze do tego celu – i szczerze mu życzymy, żeby czym prędzej go osiągnął.

Widać jednak, że Sołżenicyn miał ambicję stworzenia czegoś na kształt "Wojny i pokoju" – zresztą powieść Tołstoja zostaje w "Kochaj rewolucję" przywołana. Gdyby książka nie została wydana, nasza znajomość talentu Sołżenicyna ani wojennej Rosji szczególnie by nie ucierpiała. Wydawca publikujący takie "teksty poboczne" liczy, że niedokończenie, młodzieńcza nieporadność i inne wady zostaną zneutralizowane przez nazwisko autora. To oczywiście chwyt marketingowy. Choć prawdą jest też, że w wypadku człowieka, który później napisał "Jeden dzień Iwana Denisowicza", nawet to nieukończone i denerwujące przesadną naiwnością dzieło jest ciekawe – ponieważ już w nim widać, jak kształtował się talent, który później miał wybuchnąć z wielką siłą.

Sprawdź tę książkę w sklepie LITERIA.pl >