Eric Clapton w singlu „This Has Gotta Stop” śpiewa: „To się musi skończyć/ Dość tego/ Nie mogę tego znieść/ To zaszło za daleko/ Jeśli chcecie mej duszy/ Chodźcie tu i wyważcie drzwi”. To protest song przeciw lockdownom, które w artystów uderzyły z całą mocą. Mick Jagger w „Easy Sleazy”, w duecie z Dave’em Grohlem z Foo Fighters, także nie pozostawia wątpliwości, co sądzi na temat traktowania artystów w pandemii: „Nie ma już ulotek podróżnych, za to mamy wirtualne premiery (...) Trzeba okraść Piotra, by zapłacić Pawłowi”.
Skoro największe oraz najzamożniejsze legendy muzyki (majątek wokalisty The Rolling Stones wyceniany jest na 430 mln dol., Claptona na 450 mln dol.) mają dość, to co mają powiedzieć twórcy mniej rozpoznawalni – nie tylko muzycy, ale też aktorzy, pisarze, malarze i pozostali zatrudnieni w „branży kreatywnej”? Branży w ujęciu globalnym wartej ok. 10 proc. PKB i zatrudniającej ponad 30 mln osób.
Komentator ekonomiczny Larry Elliot z „The Guardian” pisze, że „pandemia może otworzyć drzwi do złotego wieku sztuki”. Jego zdaniem okres zamknięcia wytworzył w ludziach głód uczestnictwa w wydarzeniach artystycznych, zaś zmiany technologiczne – przede wszystkim cyfryzacja gospodarki – które pandemia przyspiesza, będą stanowić dla artystów wielkie źródło inspiracji, tak jak poprzednie rewolucje technologiczne. Niestety optymizm Elliota nie znajduje potwierdzenia. Artyści i sztuka to prawdopodobnie najwięksi przegrani pandemii. Nie uratował ich internet. Nawet trenerzy fitness i restauratorzy są w lepszej sytuacji.
Reklama

Smutny paradoks

Zestawienie pojęcia „branża” i „sztuka” może niektórych razić, bo wynika z tego jakże często krytykowanego zjawiska ekonomizacji każdej możliwej dziedziny życia. I zwykle gdy ktoś zwraca na to uwagę, to bronię owej ekonomizacji, ale w tym przypadku to ci zniesmaczeni mają w dużej mierze rację. Uprawianie sztuki jest daleko bardziej wyjątkowe niż, dajmy na to, hodowla pomidorów. Sztuka zawiera w sobie wyjątkowy i trudny do uchwycenia składnik, który trafia do nas w każdym możliwym wymiarze, odpowiadając na właściwie każdą z potrzeb wymienionych w piramidzie Maslowa. Dlatego amerykańscy komandosi wytrzymują mordercze testy sprawnościowe, nucąc znane melodie (najniższa kategoria potrzeb – potrzeby fizjologiczne), a sami artyści w akcie twórczym dają wyraz swojej unikatowej osobowości (najwyższa kategoria potrzeb – samorealizacja). W ujęciu zbiorowości i wspólnoty obcowanie ze sztuką sprawia, że możemy zrealizować potrzebę przynależności.