Afisze z polskimi nazwiskami ponownie zawisły przy drzwiach Burghteater, którego fragmenty wnętrz pamiętają jeszcze czasy Marii Teresy. Klaus Bachler, od 1999 roku dyrektor wiedeńskiego teatru, już po raz drugi zaprosił do pracy Grzegorza Jarzynę. Realizowany wcześniej projekt "mede:a" wystawiany był na scenie Kasino. Przedstawienie zostało nominowane do austriackiej nagrody teatralnej Nestroy Preis w kategorii najlepszy reżyser (Grzegorz Jarzyna) i najlepsza aktorka (Sylvie Rohrer w roli Medei).

Reklama

Sztuka Goldmana jest bardzo słabo znana w Polsce. Tekst był dotychczas tylko raz wystawiany, na jednej ze scen Broadwayu w 1999 roku. Na podstawie scenariusza Goldmana powstały dwa filmy. Ten z 1968 roku w reżyserii Anthony’ego Harvey’a jest stricte teatralną ekranizacją. Zdobył dwa Oskary - za scenariusz dla Jamesa Goldmana i za świetną rolę Eleonory dla Katherine Hepburn. W filmie debiutowali Anthony Hopkins i Timothy Dalton. Druga ekranizacja z 2003, Andrieja Konczałowskiego, nie powtórzyła sukcesu pierwszej.

Opowieść o losach dynastii Plantagenetów - Henryka II, jego żonie Eleonorze Akwitańskiej i synach: Gotfrydzie, Ryszardzie Lwie Serce i Janie bez Ziemi - Jarzyna wydobył z kontekstu historycznego i uwspółcześnił. Nie ma króla ani królowej. Została rodzina potentatów finansowych z koligacjami niemiecko-polskimi. Emocje, które rządzą bohaterami, są te same, ale ich motywacje, tak jak czasy, już inne.

Scena pokryta jest grubym, zielonym dywanem, który sięga aż do stóp widzów siedzących w pierwszym rzędzie. Z trzech stron obudowana szczelnie stojącymi, dwupoziomowymi, szklanymi gablotami. Ubrany w czarny frak pianista (Leszek Możdżer), gra koncert. Przez cały czas ten sam liryczny, smutny utwór. Przeszklona willa Henryka to rodzaj idealnego więzienia. Aktorzy niczym więźniowie w gablotach nie widzą się nawzajem, a jedynym, który patrzy i nadzoruje, jest widz. W ten sposób wszystko, co ukryte przed aktorami, staje się jawne dla widza. Z jego perspektywy wszystkie knowania praktykowane są tylko dla samej sztuki utajniania.

Reklama

Centralną postacią jest Henryk (Wolfgang Michael). Uosobienie lwa, nosi siwe, dłuższe włosy i gdy w jednej z ostatnich scen przedstawienia wypiera się swoich trzech synów wyje na scenie jak zwierze. To synonim władzy, nie oddaje jej nikomu i rzadko też odsłania się z uczuciami, stąd trudno ocenić komu wpadnie do rąk fortuna. Jedynym prawie równorzędnym partnerem w jego rozrywkach jest Eleonora (Sylvie Rohrer). Po chorobie, głowę ma owiniętą szczelnie biała chustą, która tworzy pewnego rodzaju pancerz. Jest w niej nieustanne spięcie, które kontrastuje z nieokiełznanym blond afro Alice (Katarzyna Warnke). Ale wijąca się u stóp kochanka, tak jak synowie, to tylko marionetki w rękach ojca i matki.

Jarzyna uchwycił w swoim spektaklu moment ostatniej walki młodości ze skorupiałą dorosłością.

Najmłodszy syn John (Sven Dolinski) ucieka w narkotyki. Najstarszy Richard (Markus Meyer) bezskutecznie próbuje zdobyć miłość Eleonory, swojej matki. Zakochuje się więc w synu znajomego ojca, prowokującym i zniewieściałym Filipie (Tomasz Tyndyk). Wyznaje mu miłość w kiczowatej scenie, rodem z "Titanica" Jamesa Camerona, przy zaparowanej szybie jednej z gablot. Zostaje jeszcze trzeci syn Geoffrey (Philipp Hauß), który podobnie jak pozostali, rzuca się z nożem na ojca. Czemu? Nie jest to akt napaści w celu uzyskania korzyści, ale akt zemsty za lata pustki i chłodu. Henryk i Eleonora spiskują przeciw sobie, ale tak naprawdę dla siebie. To ich pociąga i napędza. Pada śnieg, muzyka staje się powtarzanym dźwiękiem jednego klawisza. Skoro nie ma przed nikim przyszłości, a fortuna zostaje w rękach ojca, to Jarzyna wraca do przeszłości. Projekcje wideo jeszcze z czasów dzieciństwa Richarda i miłości Henryka i Eleonory to radosny smak początku, kiedy wszystko było możliwe.

Reklama

Nie odnajdujmy w tym spektaklu nic, czego nie wiedzieliśmy u Jarzyny w Polsce. Ani tej ekstrawagancji, którą charakteryzowały się jego dwa poprzednie zagraniczne projekty według Kane i Brechta. Na pewno jest to dalszy krok w rozwoju reżysera, ale nie gwałtowny zwrot akcji. Jarzyna już się nie buntuje, tylko sprawnie wypracowanymi narzędziami pokazuje, podobnie jak w „Medei”, okrucieństwo naszej codzienności. Ujęte z wielką emocjonalnością i liryzmem, który miał szansę na zaistnienie dopiero w tkliwym spojrzeniu z dystansu.

"Lew w zimie", James Goldman
reż. Grzegorz Jarzyna
Burgtheater w Wiedniu

Premiera 17 listopada