Średnio pisze około 1,5 książki na rok. Do tej pory, jako autor widmo napisał 15-20 książek. Podpisał się też jako autor lub współautor kolejnych 16.

Z reguły ghostwriter to osoba, która za opłatą pisze i redaguje książki, a także wszelkiego rodzaju artykuły, sprawozdania, przemówienia polityczne, które później publikowane są pod nazwiskiem zleceniodawcy. Bywa, że spod jego ręki wychodzą także np. teksty piosenek.

Reklama

Czas to pieniądz

Z reguły mam do spisania około 30 godzin rozmów, bo tyle średnio trzeba gadać. Jeśli oczywiście ktoś ma coś do powiedzenia. W przeciwnym wypadku zaczyna się sztukowanie, najczęściej opisywanie dzieciństwa, którego bohater tekstu nie pamięta - opowiada Przemysław Ćwikliński, który na co dzień pracuje jako zastępca redaktora naczelnego "Nie".

Reklama

Autor widmo sam nie przepisuje rozmowy - to zadanie zleca maszynistce, która z reguły potrzebuje na to około dwóch tygodni. Ale ghostwriter współpracuje także z researcherem, którego zadaniem jest weryfikacja nazwisk, nazw, faktów. Rzadko mają miejsce dogrywki. Ewentualnie są jeszcze pytania, które podczas redagowania nasuwają się same - podkreśla.

Na przygotowanie rozmowy, jej przeprowadzenie i "spisanie" Przemysław Ćwikliński potrzebuje około sześciu tygodni. Rozmawia średnio trzy godziny dziennie lub tygodniowo - wszystko w zależności od tego, jak bardzo zajęta jest dana osoba. Czasami milioner, były właściciel banku i mąż znanej gwiazdy telewizji - pewnie się pani domyśla, o kogo chodzi - ma mało czasu. I wymóc na nim rozmowę, to nie lada zadanie. Te spotkania się wtedy wyrywa i to mimo wcześniej podpisanych umów - ujawnia.

Zabawa w dobrego i złego policjanta

Reklama

Same rozmowy też nie należą do najłatwiejszych. Ćwikliński przekonuje, że jeśli mowa o celebrytach, to ci opowiadają wyłącznie o swoich sukcesach, o tym jacy to są piękni, mądrzy i zamożni. Ale - jak mówi - też mało który biznesmen jest szczery, on też chce się pokazać od jak najlepszej strony. Szczególnie oporny był Krzysztof Penderecki, jak przekonuje.

Na każde pytanie odpowiadał: tak, nie. Nic więcej. Po dwóch tygodniach rozmów, które prowadziłem razem z Jackiem Ziarno, nadal nie mieliśmy żadnej historii. Wpadliśmy więc na pomysł, żeby zabawić się w dobrego i złego policjanta. Podczas gdy ja wykpiwałem Pendereckiego, mówiłem, że to, co on robi, jest złe, to Jacek mu kadził. I dopiero, kiedy zarzuciłem mu, że wysługiwał się komunizmem, to mocno nim wstrząsnęło. I potem już szybko poszło - opowiada.

Pamięta też, że do Krzysztofa Pendereckiego jeździli w weekendy. Oglądali dom, spacerowali po rozległym ogrodzie, brali udział w posiłkach - i przez cały ten czas mieli ze sobą fotoreportera. Ćwikliński dopytywany o to, jak "otwierał" Andrzeja Leppera, wskazuje że w tym przypadku nie było takiej potrzeby. Inny był też charakter samego zlecenia - książka pisana była jako program polityczny.

Z Lepperem rozmawiałem przez pięć godzin, a reszta pochodziła z programu jego partii. Tony kwitów trzeba było przepisać ludzkim językiem. Służyłem wtedy jako inteligenta maszyna do pisania - ujawnia. Przywołuje też jedną z kobiet z polityki - nie chce ujawniać jej imienia i nazwiska - z którą praca była wyjątkowo wymagająca.

Życiorys wydawał się ciekawy na 15 stron, a z reguły wydawca chce 200-250 stron. Dodatkowy problem polegał na tym, że nie pamiętała ona szczegółów podróży. Dobrze, że znała chociaż nazwę kraju - mówi.

300 zł za stronę

O ile wcześniej gaża uzależniona była od ilości sprzedanych egzemplarzy, tak teraz obowiązują już na rynku inne zasady. Część pieniędzy wypłacana jest na początku pracy, a druga - po jej skoczeniu. Jeśli wezmę 60 tys. zł, to mogę się zniżyć i pisać niezależnie od tego, czy dane zlecenie mi się podoba, czy nie - mówi. Wskazuje, że średnio bierze 300 zł za stronę, choć na rynku są i tacy, którzy piszą za 50 zł za stronę.

Praca nie jest ciężka. Piszę z tego, co dostaję. To jest jego lub jej autobiografia. I to on lub ona się pod nią podpisuje, wykreśla to, co się nie podoba, dopisuje coś innego. I tyle. Mnie to już dalej nie interesuje - czuję się wtedy zwolniony z obowiązku weryfikowania informacji - przekonuje Przemysław Ćwikliński. I kwituje: - Inna sprawa, że kiedyś się pisało z ciekawymi ludźmi: Penderecki, Olbrychski, Urban. To były osobowości. Oni umieli świetnie opowiadać, nawet jeśli byli kabotynami, teraz kto… Zamożni żądają laurki, dostają laurkę i wykładają kasę.

Więcej o rynku pracy ghostwriterów czytaj w tekście Jakuba Kapiszewskiego w elektronicznym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" >>>