"Nie wszystko złoto, co się świeci" to drugi film, w którym pani i Matthew McConaughey gracie parę...

Kate Hudson: Czujemy się już jak stare filmowe małżeństwo! Mamy na koncie kilka rozstań, jeden rozwód, dogryzamy sobie, jakbyśmy spędzili razem 50 lat! Od czasu naszego poprzedniego spotkania pięć lat temu na planie "Jak rzucić chłopaka w 10 dni" on wcale się nie zmienił, za to ja zostałam mamą, trochę przytyłam i zaczęły mnie krępować sceny rozbierane, nawet te, w których występuję w bikini. Wielką frajdę sprawiło mi, gdy okazało się, że choć film rozgrywa się w bajecznym karaibskim słońcu, ja większość scen gram w mundurku. Za to Matthew biega cały czas tylko w slipkach, musi dbać o linię, więc je tylko warzywa i robi pompki. Czyż to nie cudowna zemsta za lata traktowania ciała kobiecego przedmiotowo!

Reklama

Twoja mama, Goldie Hawn, jest słynną aktorką. Czy przygotowała cię na wzloty i upadki związane z tym zawodem?

Ona jest kimś więcej niż aktorką, to ikona. To Goldie, złoto w czystej postaci, najbardziej szalona osoba na świecie, absolutnie wyjątkowa. Ale nie przygotowywała mnie specjalnie na spotkanie z Hollywood. Do tego chyba nie da się przygotować, trzeba to poczuć na własnej skórze. Od mamy otrzymałam tylko jedną radę: "Życie hollywoodzkie nie trwa wiecznie. Zawsze jest ktoś, kto czeka na twój upadek, by zająć twoje miejsce". To dlatego zawsze muszę być skoncentrowana na pracy. Nie można się przygotować na złe recenzje, tak jak przewidzieć własnej reakcji na widok samego siebie na ekranie. Dużo łatwiej przychodzi mi oglądanie w filmach rodziców.

Reklama

Jako dziecko podpatrywałaś ich przy pracy?

Praktycznie wychowywałam się na planie, dziesiątki razy widziałam, jak uczyli się dialogów. Do dziś na premiery chodzimy całą rodziną, słyniemy z tego, że jesteśmy gadatliwi i robimy dużo szumu. Pamiętam premierę filmu, w którym mój ojczym Kurt Russell wystąpił w roli wściekłego twardziela. Cały czas pękaliśmy ze śmiechu, bo wiedzieliśmy, że w prawdziwym życiu nigdy byśmy go w takim stanie nie zobaczyli.

Myślałaś kiedyś, co zrobisz, jeśli twoja kariera okaże się fiaskiem?

Reklama

Zmienię zawód. Lubię zajęcia artystyczne, jako dziecko grałam na pianinie i na gitarze, umiem śpiewać. Może nagrałabym płytę? Mój były mąż Chris Robinson, lider zespołu The Black Crowes, kiedyś mi to zaproponował. Jestem matką, ale to mi nie wystarcza, to nie mogłoby być moje jedyne zajęcie. Z takim podejściem do życia jestem bardzo podobna do mamy.

Jak zareagowali rodzice, gdy zaczęłaś umawiać się na randki z Chrisem Robinsonem, gwiazdą rocka?

Mój brat jest wielkim fanem The Black Crowes i jego pierwsza reakcja była niezła: "Kate, nie wydaje ci się, że to narkoman?". Wszyscy wiemy, że Chris miał w przeszłości problemy z narkotykami. Było, minęło. Tata z kolei powiedział, że od pierwszej chwili czuł, że wyjdę za Chrisa, bo w ogóle nie chciałam o nim rozmawiać. Wiedział, że byłam zakochana. Kiedy do rodziny dotarło, że to coś poważnego, wszyscy wybrali się do Waszyngtonu na koncert jego zespołu. To właśnie jest moja rodzina, nie mogą się z kimś spotkać normalnie, na kawie, wszystko musi być inaczej! To był koncert, na którym Chris grał z Jimmym Page’em z Led Zeppelin. Ojciec był zachwycony, bo uwielbia Zeppelinów, szczególnie że zagrali piosenkę "Whole Lotta Love", na punkcie której ma fioła. Po koncercie, gdy na imprezie wszyscy zostali sobie przedstawieni, mama szepnęła mi do ucha: "Kochanie, twój chłopak nie wylewa za kołnierz". Wiedziałam o tym. Ale gdy nasz związek wszedł w poważną fazę, Chris rozstał się z alkoholem, a rodzice go polubili.

Jak czułaś się po rozwodzie, kiedy tabloidy opisywały wasz każdy krok?

Nie da się kontrolować mediów. Nie mam ochoty na walkę z nimi. Doskonale pamiętam, co się działo z mamą po śmierci dziadka. Dopadły ją brukowce, nie mogła się skupić na pracy i ofert szybko zaczęło ubywać. Wszystko zatrzymało się na trzy lata. Potem znów wskoczyła szczyt, zagrała w najważniejszych filmach w swojej karierze. Potęga mediów jest nie do przecenienia. Mogą sprawić, że zostaniesz supergwiazdą albo nikim.

Coraz więcej aktorów angażuje się w politykę. Nie interesuje cię to?

Polityka nie jest mi obojętna, ale nie dzielę się publicznie opiniami na ten temat, bo to by mogło ściągnąć na mnie kłopoty. Otwarcie potępiając wojnę w Iraku, można się łatwo narazić w Ameryce. Uważam, że Susan Sarandon i Tim Robbins wykazują wielką odwagę, dlatego jestem ich fanką.